W Torus Wybrzeżu bez zmian. Znów było blisko, znów niewiele zabrakło i znów skończyło się porażką

Nie doczekali się pierwszego zwycięstwa pod wodzą trenera Krzysztofa Kisiela szczypiorniści Torus Wybrzeża w meczu z Górnikiem Zabrze. Gdańszczanie grali nieźle, momentami prowadzili nawet dwiema bramkami, ale w ostatecznym rozrachunku okazali się słabsi. Zabrzanie, pod wodzą Marcina Lijewskiego, zwyciężyli 32:27. Na początku meczu mogło się wydawać, że Torus Wybrzeże będzie miało spore problemy. Zabrzanie zaczęli mecz, skutecznie kończyli swoje pierwsze akcje i przy słabszej ofensywnej postawie gospodarzy goście wyszli na prowadzenie 5:3. Ale Górnik też nie imponował swoją grą w ataku i to dało szansę zespołowi Krzysztofa Kisiela. Z dobrej strony pokazał się Krzysztof Komarzewski, który raz po zaskakującym rzucie pokonał bramkarza, a chwilę później wywalczył rzut karny i Torus Wybrzeże znów złapało jednobramkowy kontakt. Dobra postawa w bramce Pawła Kiepulskiego pozwoliła całkowicie odrobić straty i wyjść na prowadzenie 8:7, które zmusiło Marcina Lijewskiego to wzięcia przerwy na żądanie. W najlepszym momencie gdańszczanie mieli nawet dwie bramki przewagi, ale zbyt długo jej nie utrzymali. Górnik, kiedy przebudził się już po słabszym momencie, ruszył mocniej do przodu i ostatecznie pierwszą połowę to goście wygrali 15:14.

BOLESNY PRZESTÓJ

Scenariusz z początku meczu powtórzył się na początku drugiej połowy. Niepokój wzbudziło dwubramkowe prowadzenie zabrzan i słabsza skuteczność Torus Wybrzeża, ale gdańszczanie szybko się przebudzili i równie szybko zniwelowali stratę, doprowadzając do remisu 17:17. Inicjatywa była po stronie Górnika, to goście wychodzili na prowadzenie, a Torus Wybrzeże musiało doprowadzać do remisu, ale cały czas gospodarze utrzymywali wynik kontaktowy. To zmieniło się po dwóch bardzo słabych akcjach w ofensywie na kwadrans przed końcem meczu. Dwukrotnie gdańszczanie tracili piłkę, a kontrataki rywali były piekielnie skutecznie i zrobiło się 20:23.

OFENSYWA PRZESTAŁA FUNKCJONOWAĆ

Trener Kisiel na kilka minut przed końcem meczu zdecydował się na jeszcze jedną zmianę w bramce, wrócił na parkiet Kiepulski i jeżeli ktoś dawał gdańszczanom nadzieję, to był to właśnie grający w bluzie z numerem 1 bramkarz. Obronił dwie sytuacje, jedną bardzo efektownie, bo był oko w oko z kołowym, ale problemem było to, że Torus Wybrzeże właściwie nie funkcjonowało w ofensywie. Gra w osłabieniu, a więc wycofanie bramkarza podczas gry w ataku jest zabójcza, jeżeli zespół traci piłkę. Tak w przypadku Torus Wybrzeża zdarzyło się aż trzykrotnie, dlatego wynik ostatecznie jest dość wyraźny – Górnik wygrał 32:27.

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj