Beznadziejne bliźniaki jednojajowe. Arka słaba jak Korona i bardzo bliska spadku

Korona z Arką przypominały w tym sezonie bliźnaków jednojajowych, krystalicznie do siebie podobnych niczym Michał i Marcin Żewłakowowie. Czterech trenerów prowadziło w tym sezonie Arkę, czterech także Koronę. Nie trzeba domyślać się dlaczego aż tylu i dlaczego oba zespoły podzieliły się punktami.

Na obie drużyny przez większość sezonu trudno było patrzeć. Arka nie kłuła w oczy tylko momentami, kiedy na miarę swoich możliwości wznosił się Marko Vejinović. Korona tylko wówczas, gdy wirtuozerią popisywał się Peteri Forsell. Łączyły obie drużyny także zawirowania właścicielsko-prezesowskie, które doprowadziły w Arce do konfliktów na linii kibice-właściciele, a w Koronie na linii prezes-zawodnicy.

ZASŁUŻYLI NA SPADEK

Biorąc to wszystko do „kupy”, trudno o bardziej sprawiedliwe rozwiązanie, niż spadek obu zespołów. W Kielcach dramat gospodarzy był większy, bo po wygranej Wisły Kraków nad ŁKS-em, Korona nie walczyła już o nic. Trener Maciej Bartoszek gorycz dyktowaną spadkiem, pokazał w połowie pierwszej odłony, kiedy sfrustrowany sprowokował sędziego do wyrzucenia szkoleniowca na trybuny.

To było już spory fragment po pięknym golu Arki. Zdobytym przez Michała Nalepę – człowieka, któremu jak mało komu zależało na wynikach drużyny. Gdyby każdy włożył tyle serca w ten sezon, dziś żółto-niebiescy nie witaliby się z 1. ligą, a z pewnością graliby już o pietruchę, czekając na kolejne rozgrywki Ekstraklasy. Za wielu bowiem piłkarzom brakowało jakości. Od fatalnej linii obrony, która zawodziła długimi miesiącami, po mizerny atak bez prawdziwego napastnika.

KIERUNEK DZIAŁANIA

Nalepa w przypadku spadku z pewnością odejdzie z Arki, ale pokazuje nowym włodarzom, w którym kierunku iść w doborze wykonawców. Nie z przepłaconymi, nic nie wnoszącymi do gry Busuladziciem i mu podobnymi Serrarensami, a z oddanymi i gotowymi do poświęceń Nalepą i da Silvą. Ten drugi skazywany na niebyt jeszcze przez Zbigniewa Smółkę, właśnie w meczu z Koroną pokazał przydatność, choćby wówczas kiedy zablokował niebywałą determinacją Gardawskiego. Można mu mówić, że jest wiekowy, że lata świetności ma za sobą. A my jakoś głęboko wierzymy, że w przyszłym sezonie – z pewnością tym pierwszoligowym – pokazałby na boisku jakość.

Spotkania udane – ze Śląskiem i Koroną przyszły za późno. Wygrywać trzeba było w derbach, albo przeciwko Wiśle Płock, kiedy do finiszu było daleko, a dystans punktowy nie tak odległy.

SERRARENS, CZYLI JEDNO WIELKIE NIC

Remis z Koroną uwypuklił podobieństwa beznadziei w obu drużynach. W końcowych 10 minutach po golu dla Korony, potrzebny na gwałt był napastnik. Serrarens biegał po murawie dopiero od 20 minut, ale sprawiał wrażenie najbardziej zmęczonego i niezainteresowanego piłką. To był najbardziej wymowny komentarz, dlaczego Arka spadnie z Ekstraklasy. Wespół z Antonikiem, który spudłował z 10 metra w ostatniej akcji meczu. Więcej o meczu chyba pisać nie warto.

Pytanie jaki będzie finał pozostaje otwarte. Używając terminologii lekarskiej, gdynianie podtrzymują jeszcze bicie serca, ale ciało obumiera. Zwycięstwo, 3 remisy i porażka w pięciu meczach to jednak zdecydowanie za mało, by czynić cuda.

 

34. kolejka PKO Ekstraklasy: Korona Kielce – Arka Gdynia 1:1 (0:1); Tzimopoulos 82’; Nalepa 6’

Korona: Kozioł – Szymusik, Kovacevic, Tzimopoulos, Gardawski – Gnjatic, Radin ( 75’Lisowski), Lioi (64’ Szelągowski) – Żubrowski, Kiełb, Forsell

Arka: Steinbors – Zbozień, Marić, Danch, Marciniak – Vejinović, Nalepa, Młyński, da Silva (64’ Wawszczyk, Jankowski – Zawada (59’ Serrarens)

 

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj