Rowerowy wyścig, w którym nie ma przegranych. Trzecia edycja Maratonu „Wisła 1200” za nami

Na starcie u stóp Baraniej Góry stanęło 400 kolarzy amatorów. Do mety na Gdańskiej Ołowiance dojechało 300. Zwycięzca Radosław Gołębiewski w niespełna 60 godzin pokonał dystans 1200 km. Spał drugiej nocy 2 godziny. Opłaciło się 59 godzin i 56 minut to nowy rekord trasy

 

„Epicka przygoda wymaga epickiego wysiłku – Tylko ty, rower i trasa”, albo inaczej: „Ktoś musi wygrać ten wyścig, ale nikt nie przegra. Masz 200 godzin na rywalizację albo wakacje, których nigdy nie zapomnisz”. Jak widać, nie tylko trasa jest malownicza, ale także wpisy na wyścigowej stronie.

„CHORY” NA CYKLOZĘ

– W ciągu ostatnich 15 lat, odkąd zapadłem na „cyklozę”, uczestniczyłem w kilkudziesięciu maratonach mtb, kilkudziesięciu ekstremalnych maratonach na orientację Harpagan, szosowych maratonach i fascynujących road tripach przez ikoniczne góry całej Europy, aż po wielodniowe sakwiarskie i bikepacking’owe wyprawy. Postanowiłem zorganizować wyścig, który połączy wszystkie te doświadczenia i fascynacje i tak narodził się Rowerowy Maraton Wisła 1200 (RMW1200). Jeśli jadąc na rowerze, oprócz wattów, lubisz liczyć wschody i zachody słońca, to jest impreza dla Ciebie – opowiada pomysłodawca, organizator i uczestnik – Leszek Pachulski, prawnik.

Co działo się na trasie, ale także w głowach, sercach i płucach uczestników rozwinął w radiowej „Dogrywce”:

 

 

Włodzimierz Machnikowski/mm

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj