Starzy dobrzy znajomi ugoszczą Asseco Arkę w Warszawie. Wyka i Kamiński przygotują coś specjalnego?

Gdyby zapytać Dariusza Wykę i Grzegorza Kamińskiego, jakie znaczenie dla obu miał fakt przecięcia się ich dróg z trenerem Przemysławem Frasunkiewiczem, z pewnością odparliby, że znaczące. Obaj koszykarze Legii Warszawa spotkają się w czwartek przeciwko swojemu byłemu klubowi – Asseco Arce. „Franc” dopiero co był kuszony przez Anwil Włocławek zmianą barw. W Polsce uchodzi za fachowca, który przede wszystkim potrafił trafić do głów gdyńskiej młodzieży koszykarskiej, która pod jego okiem dostawała zaufanie i sposobność gry. Wiele się jednak zmieniło w klubie, który zatrudnia Przemysława Frasunkiewicza. Kiedy debiutował na ławce trenerskiej, miał pod sobą zespół złożony z niedoświadczonych i dopiero zbierających ekstraklasowe szlify Żołnierewicza i Ponitki. Z ich potencjałem, a także innymi: Matczakiem, Witlińskim, Czerlonką i Putem, osiągnął Franc 13. miejsce. 

FRANC NA NICH STAWIAŁ

Wizja promowania młodzieży została wówczas dobrze przyjęta, dlatego w następnych dwóch sezonach do Gdyni przybyli kolejno Dariusz Wyka i Grzegorz Kamiński. Pierwszy na fali postępów czynionych nad morzem o mało nie wyjechał w wieku 28-lat na Mistrzostwa Świata do Chin. Drugi najpierw uczył się koszykówki w zespole gwiazd z Florencem i Bosticiem u boku, a sezon później, kiedy jednego z nich już w Arce nie było, stawał się zauważalną postacią w rotacji klubu, z występami w Eurocupie włącznie.
Dziś obaj z pewnością docenią udział Przemysława Frasunkiewicza w budowaniu ich karier. Kamiński nie jest jeszcze czołową postacią Legii, ale potroił liczbę minut spędzanych na parkiecie względem poprzedniego sezonu, w każdy zresztą skromnie punktując. Wyka kręci się wokół wyjściowej piątki, a w każdym meczu dokłada średnio prawie 9 zbiórek i 8 punktów.

BRAKUJE „ŁUCZNIKA”

Zastanawiałem się czego najbardziej brakuje Arce z tego, co dawał jej „Wykson”. Z rozrywkowego punktu widzenia pewnie cieszynki w postaci łucznika i uśmiechu. Ze sportowego – częstotliwości bloków i celnych rzutów za trzy punkty. Nie ma się jednak co czarować. Ostatni sezon w Gdyni Wyksonowi nie wyszedł, częściej pudłował niż trafiał i częściej siadał na ławce niż się z niej podnosił. Dlatego za wszelką cenę postara się zasiać przekonanie w głowie dawnego szkoleniowca, że poprzednie 12 miesięcy były tylko wypadkiem przy pracy, a odstawienie go na boczny tor, chwilową zadyszką. Kamiński? Ma 20 lat, ostatnio przekonywał się, że II-liga jest już dla niego za ciasna, ale na podboje Ekstraklasy czas ma dopiero nadejść.
Pamiętam obrazek: Wyka na parkiecie, po kolejnym złym zagraniu zniechęcony kręci głową. „Wykson, Wykson, cho tutaj!” – woła go Franc do linii bocznej. Podszeptał mu coś, zasugerował, za chwilę Darek zrobił kilka dobrych akcji, zakończył mecz z kilkoma punktami więcej. Zadziałało. Rodzaj trudno definiowalnej więzi, która przynosiła efekty.

KTO KOGO PRZECHYTRZY

Znają się jak łyse konie, a jeśli nie, to na pewno Franc wie doskonale, czego spodziewać się po Wyce i Kamińskim. Arka zaczyna coraz wyraźniej zaznaczać swoją wyrazistość, z meczu na mecz grając ciekawszą koszykówkę. Czy byli podopieczni przechytrzą dawnego opiekuna? To będzie wojna przekonań, o to kto parę miesięcy temu miał rację.

Mecz Legia Warszawa – Asseco Arka Gdynia w czwartek 8 października o 17:35.

 
Paweł Kątnik
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj