Rezerwowy Trefl zatańczył z PGE Skrą. Tempo wytrzymał tylko w dwóch setach, ale z parkietu zszedł z podniesionym czołem

Jeżeli grając właściwie całkowicie rezerwowym składem stawiasz się PGE Skrze Bełchatów, to jest naprawdę nieźle. A jeżeli w dodatku robisz to w dobrym stylu i bez obecności pierwszego trenera, to jest po prostu dobrze. Trefl z bełchatowianami punktów nie wywalczył, ale kibicom przed telewizorami – bo w Ergo Arenie nie mogło ich być – sprawił po prostu sporo frajdy. Wiadomo było, że osłabiony Trefl w meczu z PGE Skrą będzie miał mocno pod górkę. W dodatku wyjściowa szóstka sugerowała, że gdańszczanie ten mecz traktują jako sprawdzenie rezerwowych, a niekoniecznie walkę o punkty, bo wśród rezerwowych znaleźli się między innymi Marcin Janusz czy Bartłomiej Lipiński. I początek meczu wyglądał rzeczywiście zgodnie z oczekiwaniami, bo goście spokojnie prowadzili. I spokojnie było aż do stanu 15:19, bo wtedy – jak powiedział kiedyś Jerzy Brzęczek – „coś przeskoczyło”. Trefl zaczął punktować, w ataku szalał Kewin Sasak i gospodarze zdobyli sześć punktów z rzędu! Wyszli na prowadzenie 21:19 i rozpoczęła się rzeczywista walka o wygranie seta. PGE Skra wyrównała na 21:21, ale skuteczny atak Mateusza Miki i zepsuty pipe rywali dał znów dość komfortową sytuację Treflowi. Wymiana ciosów poskutkowała dwiema piłkami setowymi. Pierwszą zepsuł jeszcze serwisem Sasak, ale drugą efektowną kiwką wykorzystał Łukasz Kozub. Rezerwowi Trefla pobawili się z bełchatowianami!

FILIPIAK ZRANIŁ GDAŃSZCZAN

Drugi set był równie ciekawy, bo kilka razy zmieniała się sytuacja. Długo sytuacja była otwarta, wynik kręcił się wokół remisu. Trefl miał dobry moment, kiedy zdobył pięć punktów z rzędu i z 10:12 wyszedł na 15:12. Goście szybko odpowiedzieli, doprowadzając do remisu i ten utrzymywał się jeszcze w samej końcówce przy 23:23. Wtedy jednak dobrze obił blok Bartosz Filipiak, który wrócił do Gdańska już w barwach PGE Skry, a w kolejnej akcji atakujący trafił po przekątnej i doprowadził do remisu w całym meczu 1:1. Warto jednak odnotować, że w swojej punktowej serii Trefl wyglądał znakomicie, a momentami wręcz bawił się na parkiecie, kiedy punkt atakiem zdobywał rozgrywający Łukasz Kozub.

PGE SKRA „ODJECHAŁA”

Trzecia odsłona znów długo była wyrównana. W pierwszej połowie Trefl grał na tym samym poziomie co silniejszy kadrowo rywal. Podobnie jak w pierwszym secie, kluczowa była jedna seria punktowa. Przestój, który miał Trefl przy stanie 14:14, doprowadził do 14:17, a Roberto Rotari musiał poprosić o przerwę. Bezpośrednio po niej jednak nie udało się przełamać i PGE Skra miała już czteropunktową przewagę. Drugi raz w meczu goście nie pozwolili sobie na roztrwonienie sporej przewagi. Ostatecznie wygrali set 25:20 i w całym meczu wyszli na prowadzenie 2:1.

Czwarty set większej historii już nie miał. Trefl próbował ciekawych akcji, niektóre były efektowne i efektywne jednocześnie, pojawiły się też asy serwisowe, ale generalnie na parkiecie przeważali goście. To PGE Skra prowadziła grę, miała bezpieczną przewagę i ostatecznie wygrała wyraźnie 25:15, a cały mecz 3:1.

PUNKTÓW NIE MA, ALE I TAK JEST DOBRZE

Trefl z PGE Skrą punktów nie wywalczył, ale też nikt tego nie oczekiwał. Gdańszczanie sprawdzili rezerwowych, w większym wymiarze pokazali się ci, którzy zazwyczaj grają mniej, a być może będą mieli w tym sezonie bardzo ważne role. Udało się postawić mocniejszemu zespołowi, pobawić na parkiecie i przynajmniej częściowo wytrzymać tempo, które narzucała prowadząca ten taniec PGE Skra.
Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj