Koronawirus nie odpuszcza. Boleśnie kontaktu z COVID-19 doświadczył m.in były hokeista, dziś trener żeńskiej drużyny Stoczniowca – Henryk Zabrocki. Chorobę przywiózł z Oświęcimia, gdzie dziewczyny grały mecz ligowy. Pierwsze objawy zakażenia pojawiły się 5 października. Walka z wrogiem trwała równo trzy tygodnie. Okazało się, że pierwsze piętro budynku mieszkalnego może okazać się wyzwaniem porównywalnym ze zdobyciem ośmiotysięcznika, a gorączka potrafi podgrzewać organizm do prawie 40 stopni przez 15 dni.
– Kiedy wracałem ze szpitala, gdzie nie chciałem zostać – zresztą z wzajemnością – droga do domu była drogą przez mękę. Ostatnia z karetek pojechała do Pucka. W tej sytuacji córka podstawiła pod szpital samochód. Jakoś dojechałem przed dom. Na piętro wdrapałem się na raty, a po osiągnięciu celu padłem ze zmęczenia – wspomina 65-letni wysportowany mężczyzna.
NAJTRUDNIEJSZE ZWYCIĘSTWO
Dziś wspomnieniem najgorszego czasu w karierze jest tylko rozrywający płuca kaszel. Gorączka ustąpiła. Można było wyjść na pierwszy spacer.
– Nie dałem się znokautować. Najpierw podniosłem się na kolanach, potem wyprostowałem. To było nadzwyczajne osiągnięcie. Byłem potwornie osłabiony. Straciłem 9 kg. Teraz muszę to wszystko odbudować – opowiada w radiowej Dogrywce Henryk Zabrocki.
POSŁUCHAJ:
Włodzimierz Machnikowski/pOr