Wygrał LM, przegrał finał MŚ, dwa razy zagrał na igrzyskach. Mateusz Jachlewski chce z Wybrzeżem wypłynąć na szerokie wody

27 grudnia skończy 36 lat. Przed piętnastoma został królem strzelców ekstraklasy szczypiornistów i otrzymał propozycję przeprowadzki do Kielc. To tak, jakby Real Madryt zaproponował kontrakt piłkarzowi Granady albo Elche. Mateusz skończył SMS i chciał się rozwijać. Kontrakt z Vive to był strzał w „dziesiątkę”.

Pod koniec grudnia 1984 roku mama była już w zaawansowanej ciąży, ale postanowiła jeszcze na święta odwiedzić rodzinę. Mateusz zawsze starał się wyprzedzić rywali, tym razem zaskoczył swoją mamę i w ten sposób niespodziewanie przyszedł na świat w innym miejscu niż zameldowani byli rodzice. Termin tez nie był fortunny, bo jak już dostawał prezenty pod choinkę, to zapominano, że należą się jeszcze „na urodziny”. W ten sposób Mateuszek bywał stratny.

MISTRZ DRUGIEGO PLANU

Nigdy nie był gwiazdą pierwszej wielkości. Szanowano go za pracowitość, szybkość i inteligencję. Do SMS-u trafił ze SP nr 92 na gdańskiej Zaspie. Na egzaminach jeszcze nie błyszczał. Przyjęto go jako trzeciego skrzydłowego. Ufał jednak trenerom – Prześlakiewiczowi, Nowińskiemu, Markuszewkisemu no i oczywiście Dujszebajewowi. To charyzma i autorytet tego ostatniego zdecydowały, że odrzucił kilka ofert, także z zagranicy.

– Dzięki temu nie tylko zagrałem, ale wygrałem Ligę Mistrzów. Medal mistrzostw świata i dwukrotny udział w igrzyskach. Tego nikt mi nie zabierze, ale wciąż lubię to, co robię i do Gdańska wcale nie wróciłem na sportową emeryturę – mówi w „Radio Gdańsk Z Boisk i Stadionów”.

POSŁUCHAJ:

 

Włodzimierz Machnikowski

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj