Pięć goli, dobra gra, awans do półfinału Pucharu Polski – lepszego wtorkowego popołudnia piłkarze i kibice Arki nie mogli sobie wyobrazić. Gdynianie po bardzo nietypowym meczu rozbili Puszczę Niepołomice 5:2 i zameldowali się w kolejnej rundzie. Piękny sen nadal trwa. Haris Memić pewnie w tym meczu miał w ogóle nie zagrać, ewentualnie mógł liczyć na występ w końcówce, kiedy trzeba byłoby powalczyć „w górze”. Tymczasem nie minął kwadrans, a sprowadzony z Bytovii stoper już musiał pojawić się na murawie. Po pierwszej groźnej sytuacji gospodarzy Michał Marcjanik doznał kontuzji i Memić musiał wejść w jego miejsce. I trzeba przyznać, że odegrał niebagatelną rolę.
Po pierwsze – w powietrzu czuł się jak szczupak w jeziorze. Był panem sytuacji, wyjaśniał wszystko. Po drugie – porządkował też grę i ustawienie. Podpowiadał, korygował grę partnerów, sporo wnosił w ten sposób. Po trzecie – wywalczył rzut karny, który tak naprawdę „zamknął” mecz. Sytuacja była sporna, ale po weryfikacji decyzja mogła być tylko jedna. Memić został kopnięty, a potem też uderzony w twarz. Marcus bardzo szczęśliwie wykorzystał jedenastkę, dał Arce prowadzenie 3:1 i sporo spokoju. Memić w ten sposób podsumował swój dobry występ.
WAŻNA ROLA ŻEBROWSKIEGO
Ale ważną rolę odegrał też Mateusz Żebrowski. W pierwszej połowie przełamał impas, dość przypadkowo otrzymując piłkę na skraju pola karnego, ustawiając ją sobie i uderzając w kierunku dalszego słupka. Nie „zawinął” idealnie, ale na tyle dobrze, że bramkarz – choć miał piłkę na rękawicy – nie był w stronie obronić. To był gol w ważnym momencie, Arka w pierwszej połowie nie wyglądała zbyt dobrze, ta bramka sprawiła, że gdynianie nabrali pewności siebie.
Prowadzenia do przerwy nie udało się jednak utrzymać, w doliczonym czasie gry Luis Valcarce do końca walczył z Erikiem Cikosem w polu karnym, ale przesadził, trafił rywala w nogę i sędzia musiał podyktować pierwszą z „jedenastek”. Marcin Stefanik nie miał kłopotów z jej wykorzystaniem.
MECZ „ZAMKNIĘTY”
Valcarce swój błąd naprawił po przerwie. W swoim stylu ruszył lewą stroną, podciągnął do linii końcowej i wystawił piłkę Żebrowskiemu. Ten znów odegrał ważną rolę, choć zachował się źle. Uderzył prosto w rywala. Instynkt nie zawiódł jednak Macieja Rosołka, który dopadł do piłki i wpakował ją do siatki. Od 53. Minuty było 2:1 dla Arki, a po kolejnych 18 minutach dość nerwowej gry Memić podsumował swój dobry występ i zrobiło się już 3:1.
Puszcza szybko odpowiedziała dobrą sytuacją, ale szczęście sprzyjało gdynianom. Później drużyna Dariusza Marca się cofnęła, mądrze się broniła i czekała na nieliczne okazje. Taka trafiła się w 88. minucie. Najpierw drugą bramkę mógł zdobyć Żebrowski, ale przegrał pojedynek biegowy, a później strzelił wprost w bramkarza. Piłka trafiła do Marcusa a ten zachował się dużo lepiej niż przy rzucie karnym, „huknął” pod poprzeczkę i było 4:1. Mecz rozstrzygnięty, gdynianie awansowali do półfinału Pucharu Polski. Apetyty były zaspokojone, ale swoje liczby chciał jeszcze poprawić Valcarce. Popędził z kontratakiem i efektownie przelobował bramkarza w sytuacji sam na sam. 5:1 – nokaut.
BRAWA DLA PUSZCZY, ALE ARKA BYŁA LEPSZA
Warto docenić postawę Puszczy. Gospodarze do ostatniej minuty walczyli o kolejne trafienie i w końcu dopięli swego. Cikos w polu karnym zachował się w stylu Zlatana Ibrahimovicia i efektownie pokonał Kacpra Krzepisza, ustalając wynik meczu na 5:2 dla Arki.
Trudno to pisać po tym, jak padło 7 goli, ale too nie było wielkie widowisko, raczej o tym meczu nikt wnukom opowiadał nie będzie. Piłkarze Puszczy i Arki spektaklu nie stworzyli, ale w trudnym spotkaniu więcej jakości pokazali po prostu żółto-niebiescy, a w swoich szeregach mieli cichego bohatera spotkania. Byli też bardziej konkretni, potrafili wykorzystać swoje sytuacje, a w obronie doskonale zachować się w kluczowych momentach. To wszystko składa się na to, że Arka była po prostu lepsza i zasłużenie wygrała 5:1.