„A gdyby tak Londyn i Sewilla?” Gdziekolwiek zagrają, bilet na EURO 2020 nie zwolni kibiców z kwarantanny [POSŁUCHAJ]

W środę 7 kwietnia upłynął termin, w którym dwanaście miast organizujących mecze EURO 2020 miało zdeklarować, ilu kibiców będzie mogło zasiąść na trybunach ich obiektów podczas zbliżającego się turnieju. Cztery z nich potrzebują więcej czasu. Czy to wystarczy?
Posłuchaj audycji:

PO TERMINIE

W minioną środę upłynął czas, jaki UEFA dała dwunastu organizatorom EURO 2020 na ostateczną deklarację dotyczącą tego, ilu kibicom pozwolą oglądać mecze o mistrzostwo Europy na żywo z trybun swoich obiektów. Część z nich – jak Kopenhaga czy Petersburg – przedstawiła swoje plany z dużym wyprzedzeniem, innym potrzebny będzie dodatkowy czas.

Środowego terminu dotrzymały: Amsterdam, Baku, Budapeszt, Bukareszt, Glasgow, Kopenhaga, Londyn i Petersburg.

BUDAPESZT MA NADZIEJĘ NA PEŁEN STADION

Wśród planów nadesłanych do UEFA szczególnie wyróżnia się ten przedstawiony przez Budapeszt. Węgierska federacja nie zdradziła w środę mediom, jaką informację przekazała organizatorowi turnieju, mówiąc, że liczy na obecność tak wielu kibiców, jak tylko będzie to możliwe.

Jak się jednak okazało – i o czym poinformowała później sama UEFA – Budapeszt celuje nawet w stuprocentowe wypełnienie Puskas Areny. Wejściu na obiekt będą towarzyszyły ścisłe wymogi, nie zmieni to jednak faktu, że przy takim scenariuszu mecze na żywo mogłoby obejrzeć jednorazowo nawet 67 tysięcy kibiców.

PÓŁ NA PÓŁ: PETERSBURG I BAKU

Nieco mniejszą, ale wciąż dużą w porównaniu z innymi miastami publiczność planują przywitać organizatorzy w Petersburgu i w Baku. Rosja i Azerbejdżan potwierdziły, że ich obiekty wypełnione zostaną w połowie. W Baku po dwa mecze w grupie A rozegrają Walia, Szwajcaria i Turcja, kibice obejrzą też jeden ćwierćfinał. W Petersburgu, poza również jednym spotkaniem ćwierćfinałowym, po dwa mecze grupy B rozegrają Rosja, Belgia i Finlandia.

Amsterdam, Kopenhaga, Glasgow i Bukareszt zobowiązały się, że na tamtejszych stadionach zajętych zostanie od 25% do 33% krzesełek. W przypadku trzech pierwszych oznacza to garstkę około 12 tysięcy kibiców, w Bukareszcie zaś – nieco ponad 18 tysięcy.

Wspomnianych 25% procent to również wstępne zobowiązanie Wembley, na którym po zniesieniu koronawirusowych obostrzeń, zaplanowanym wstępnie na 21 czerwca, mecze fazy pucharowej najprawdopodobniej obejrzy z trybun większa liczba widzów.

DODATKOWYCH DZIESIĘĆ DNI

Ustalona przez UEFA data 7 kwietnia okazała się niewystarczająco długim czasem dla Rzymu i Monachium, a także dla szczególnie istotnych z perspektywy reprezentacji Polski – Dublina i Bilbao.

„Piłkarska Federacja Irlandii, za radą i wskazówkami rządu, powiadomiła dziś UEFA, że ze względu na pandemię COVID-19 nie jest w stanie w tym momencie przedstawić zapewnień dotyczących minimalnej liczby widzów”, zakomunikowali w środę Irlandczycy.

Większymi optymistami są Hiszpanie, ale tylko częściowo. Bilbao przedstawiło UEFA plan zakładający wypełnienie 53-tysięcznego San Mamés w 25%, o ile liczba zakażeń spadnie do poziomu akceptowanego przez regionalne władze sanitarne. Nie zgodziła się z tym hiszpańska federacja.

„To nieprawda, że federacja uzgodniła z rządem Kraju Basków te warunki, które są niemożliwe do spełnienia”, napisała w oświadczeniu.

Duży problem ma też Monachium. Niemcy znajdują się na skraju kolejnego lockdownu, a liczba nowych zakażeń wyniosła w ostatnią sobotę prawie 19 tysięcy. Rosnąca liczba przypadków martwi tym bardziej, że trwa już program szczepień.

„A GDYBY TAK LONDYN I SEWILLA?”

W zgodzie z mądrym porzekadłem „wiem, że nic nie wiem”, polskim kibicom pozostało zaczekać do 20 kwietnia, kiedy to podczas posiedzenia UEFA podejmie ostateczne decyzje w kwestii wypełnienia stadionów podczas Euro. Dzień wcześniej minie dodatkowych dziesięć dni, jakie otrzymały na ostatnie wewnętrzne dyskusje Bilbao, Dublin, Monachium oraz Rzym.

W międzyczasie oliwy do ognia postanowił dolać Zbigniew Boniek. Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej podzielił się na Twitterze wpisem, który sugeruje, że być może podopieczni Paulo Sousy wcale nie zagrają w Irlandii oraz w Kraju Basków. „A gdyby tak Londyn i Sewilla?”, pytał retorycznie Boniek.

BILET NIE ZWOLNI Z KWARANTANNY

Sewilla w oczach polskich kibiców zapewne byłaby na tak, bo bez względu na miasto, na podróżujących z Polski do Hiszpanii czeka po drodze stosunkowo niewiele komplikacji. Jedynym, czego wymagają władze Hiszpanii przy wjeździe do kraju jest negatywny test PCR wykonany na maksymalnie 72 godziny przed przyjazdem.

Sprawa komplikuje się zarówno w przypadku Irlandii, jak i Wielkiej Brytanii. Kibiców planujących wyjazd do Dublina czeka 14-dniowa kwarantanna, która może zostać skrócona do minimum pięciu dni, po których można wykonać test na obecność koronawirusa. Jeśli ten okaże się negatywny, kwarantanna dobiega końca.

Gdyby jednak mecze reprezentacji Polski zostały przeniesione z Dublina do Londynu, każdy kibic mieszkający poza Wielką Brytanią musiałby przejść obowiązkową, dziesięciodniową kwarantannę – od której angielski rząd nie będzie robił wyjątków dla posiadaczy biletów na mecze EURO 2020. Przy okazji wyjazdu na każdy inny mecz, kibiców również będą obowiązywały aktualne obostrzenia na granicach państw.

Chęć zwrócenia zakupionych biletów można zgłosić do czwartku 22 czerwca, do godz. 18:00.

Na aktualności ze świata piłki zapraszamy w każdą niedzielę po godz. 17:00 w magazynie „Radio Gdańsk Z boisk i stadionów”.

Anita Kobylińska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj