W Arce na przestrzeni ostatnich lat zmieniło się niemal wszystko. I to właściwie więcej niż raz. Byli różni trenerzy, prezesi, cała plejada zawodników – od Kamila Antonika po Fabiana Serrarensa. Stałych punktów jest niewiele. Jeśli ktoś jednak szuka stabilizacji i czegoś pewnego, może zerkać w stronę Marcusa da Silvy, który regularnie buduje swoją legendę i bije kolejne rekordy.
223 mecze i 62 gole – to aktualny bilans Marcusa w Arce. Licznik się nie zatrzymuje, a nie jest przecież tak, że pomocnik wchodzi na końcówki i dokłada niewiele znaczące bramki. Brazylijczyk z polskim paszportem, nawet jeżeli zaczyna na ławce rezerwowych, daje ważne impulsy, a przykładem jest choćby mecz w Łodzi, w którym zdobył decydującą bramkę.
STARY PIŁKARZ, A MOŻE
Marcus jest też kamieniem w bucie dla tych, którzy swoje słabości usprawiedliwiają wiekiem. Na karku już 37 lat, wielu dużo młodszych od niego zawodników zdążyło skończyć kariery, a on śrubuje rekordy w klasyfikacji najstarszych strzelców Arki. Swój własny, który ustanowił w pucharowym spotkaniu w Niepołomicach, poprawił przeciwko ŁKS-owi.
– Zawsze mówiłem, że robię to, co najbardziej lubię. Kocham grać w piłkę, to mnie najbardziej cieszy. Nigdy się nie poddałem i to chce dalej robić – mówił po meczu uśmiechnięty od ucha do ucha pomocnik. A przecież momentów, w których mógł się poddać i nikt nie miałby pretensji, było mnóstwo.
Bo Marcus był już w Arce skreślony, u Zbigniewa Smółki nie było dla niego miejsca. Sam później przyznał, że miał możliwości odejścia, ale po prostu tego nie chciał. Mówił, że nie był psychicznie gotowy. Później dla Arki uratował do Jacek Zieliński, a Marcus na naszych łamach ostro skrytykował to, w jaki sposób w Gdyni pracował Smółka. Do Arki urazy jednak nie miał.
POSŁUCHAJ ARCHIWALNEJ, DŁUGIEJ ROZMOWY Z MARCUSEM:
Ale wtedy Marcus był już zahartowany. W Polsce przeszedł przecież szkołę życia, tułając się od Świnoujścia, przez Choszczno, Żagań, Ciechocinek, Bydgoszcz, Rumię i Bełchatów. Swoje przeżył, doświadczył biedy i bezradności. Spokój znalazł w Gdyni.
Tutaj chce zakończyć karierę, deklaruje, że będzie grał, dopóki starczy mu sił. Na razie ich nie brakuje, choć nie będzie już piłkarzem „prującym” co chwilę od pierwszej do ostatniej minuty. Wyróżnia się techniką i mentalnością, bo „głowa” na boisku go nie zawodzi. No i przywiązaniem, bo jest pomostem pomiędzy „starą” i „nową” Arką. Elementem łączącym trudne dawne czasy, legendarny rok 2017 i nadzieje, na kolejny wielki sukces. Ale nawet jeśli go nie będzie, to Marcus na swój pomnik w Gdyni już zapracował.
Tymoteusz Kobiela