Jakub Wawrzyniak: mistrzostwo z Lechią byłoby moim najcenniejszym. Tamten zespół ludzie chcieli oglądać

Jednego gola zabrakło Lechii do mistrzostwa Polski sezonu 2016/17. Część kibiców do dziś nosi w sobie żal, że zespół nie postawił w decydującym meczu wszystkiego na jedną kartę. Żal pozostał też w piłkarzu tamtej drużyny Jakubie Wawrzyniaku. – Mistrzostwo Polski z Lechią Gdańsk byłoby moim najcenniejszym – mówi nam były piłkarz, który był gościem Znajomych Ze Słyszenia. Lechię Piotra Nowaka kibice wspominają do dziś. Czasem z uśmiechem na ustach, bo tamten zespół potrafił dawać radość, ale częściej jednak z rozczarowaniem, bo nigdy gdańszczanie nie byli tak blisko mistrzostwa. Zabrakło jednego gola w Warszawie, a Nowakowi do dziś wyrzuca się, że nie starczyło jemu i drużynie odwagi. A to duży zarzut w kierunku szkoleniowca, którego cechowała ogromna pewność siebie.

– Amerykański luz Piotra Nowaka mnie bardzo urzekł. Żaden inny trener nie był w stanie tak dobrze mentalnie przygotować drużyny do meczu jak on. Problem był w tym, że nie do końca dobrze mieli za jego czasów rezerwowi – mówi nam jeden z filarów tamtej Lechii Jakub Wawrzyniak.

POSŁUCHAJ ROZMOWY Z JAKUBEM WAWRZYNIAKIEM:


Ten jeden mecz, jeden gol, którego zabrakło, do dziś siedzą głęboko w pamięci i sercach kibiców Lechii. Nie zapomnieli o nim także byli już piłkarze. – Byliśmy bardzo bliscy ogromnego sukcesu. Wszyscy pamiętają remis w Warszawie, gdybyśmy tam wygrali, bylibyśmy mistrzami. Ale ja pamiętam, że we wcześniejszych wyjazdowych spotkaniach mogliśmy grać trochę bardziej zachowawczo. Gdybyśmy wcześniej nie stracili tylu punktów, zdobylibyśmy mistrzostwo – tłumaczy Wawrzyniak.

– To mistrzostwo rozgrywało się dwutorowo. Lech do przerwy prowadził 2:0, nam w takim wypadku nawet zwycięstwo nie dawało nam mistrzostwa, a porażka sprawiłaby, że zajęlibyśmy czwarte miejsce. W przerwie wiedzieliśmy, jaki jest wynik. Oczywiście, ktoś powie, że zawsze należy grać o pełną pulę i będzie miał rację. Ale my od 68. minuty byliśmy w „10”, bez Sławka Peszki. Cały misterny plan poszedł wiadomo w co. Co było w takim wypadku lepsze – pilnować wyniku i wystąpić w eliminacjach europejskich pucharów, czy grając w osłabieniu pójść na hurra, bo może uda się strzelić gola, a to da wicemistrzostwo? Takie były możliwości przy wygranej Lecha – przypomina Wawrzyniak. Później jednak sytuacja kompletnie się zmieniła. Jagiellonia odrobiła straty i zremisowała, Lechia nie była w stanie ugryźć Legii, skończyło się bezbramkowo. Gdańszczanie zajęli czwarte miejsce, tym bardziej bolesne dla kibiców, że w Europie zagrała Arka, dzięki zdobyciu Pucharu Polski.

– Rozumiem rozczarowanie kibiców, ale staram się też patrzeć na to na spokojnie. Graliśmy na „Łazienkowskiej” z Legią. Gdyby przeciwnik był słabszy, wyglądałoby to zupełnie inaczej. Mieliśmy fantastyczny sezon, tamtą Lechię ludzie chcieli oglądać, bo była kreatywna. Miałem poczucie, że jesteśmy drużyną, dla której kibice chcą przyjść na stadion, chociaż na frekwencję za bardzo się to nie przełożyło. Ale w Polsce nie ma po prostu mody na kibicowanie – tłumaczy Wawrzyniak, który do dziś z sentymentem wspomina tamten zespół.

TO BYŁOBY NAJCENNIEJSZE MISTRZOSTWO

Były piłkarz smak złotego medalu zna doskonale, dwukrotnie zdobył go z Legią Warszawa. Ale niespodziewanie to na złocie z Lechią zależało mu najbardziej. – Mistrzostwo Polski z Lechią Gdańsk byłoby moim najcenniejszym. W Legii byłem tylko kolejnym, który wygrywał ligę, a w Lechii byłbym pierwszym. Śmialiśmy się z kolegami, że gdyby to się udało, trzeba byłoby przesunąć Neptuna, a tam postawić nasz pomnik – uśmiecha się były reprezentacyjny obrońca.

Z Jakubem Wawrzyniakiem rozmawialiśmy o Lechii tylko przez chwilę. Dużo było o pieniądzach, inwestowaniu, problemach z zarządzaniem pieniędzmi przez piłkarzy, rozmawialiśmy też o aktualnych problemach Lechii czy reprezentacji Polski. Rozmowy możesz posłuchać też na platformie Spotify.

Tymoteusz Kobiela i Paweł Kątnik
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj