Czwarty z rzędu mecz z mocnym rywalem i czwarty na „zero” z przodu. Trwa zła seria siatkarzy Trefla. Z PGE Skrą Bełchatów gdańszczanie powalczyli, mieli kilka niezłych momentów, ale goście zasłużenie wygrali. W tym sezonie drużyna Michała Winiarskiego przegrała siedem z dziewięciu spotkań.
Dobra energia wróciła – to było widać od początku meczu. Gdańszczanie byli zmotywowani, pozytywnie nastawieni, cieszyli się z każdej udanej akcji. Duży niepokój budziła absencja Macieja Olenderka, który nie zdążył wyleczyć kontuzji, ale Dawid Pruszkowski radził sobie naprawdę dobrze. Był też otoczony solidną opieką kolegów, dopingowany po każdym udanym zagraniu. Generalnie gospodarze przyjmowali wyraźnie lepiej od gości, ale wyraźnie gorzej wyglądali w bloku i obronie. Trefl jako cały zespół nie potrafił wykorzystać kilku szans, które dostał od rywali. Nieudane obrony w dobrych sytuacjach, dziury w bloku czy niepotrzebnie psute ataki. PGE Skra myliła się rzadziej i zasłużenie w pierwszej partii zwyciężyła 25:18.
DUŻA DYSPROPORCJA
Duża większa różnica widoczna była w drugiej partii. Trudno mówić o nawiązaniu rywalizacji, kiedy zdobywa się zaledwie 13 punktów. W Treflu przestało dobrze funkcjonować przyjęcie (zaledwie 36% skutecznego do 67% rywali), gospodarze kompletnie też nie potrafili „złapać” rywali blokiem. A PGE Skra po prostu robiła swoje, w końcówce dołożyła jeszcze świetną zagrywkę i spokojnie skończyła partię.
BYŁA SZANSA NA PRZEŁAMANIE
Wiara wróciła już na samym początku trzeciej partii, bo Trefl niespodziewanie prowadził aż 4:0. Goście wzięli czas, zaczęli odrabiać straty, ale nie było już takiej dysproporcji między zespołami, jak wcześniej. Trefl lepiej wyglądał przy rozegraniu Łukasza Kozuba, nową jakość wniósł też Mateusz Mika. Losy seta rozstrzygnęła sama końcówka. Przy 21:21 Trefl miał szansę, by wyjść na prowadzenie, ale z potrójnym blokiem nie poradził sobie Mariusz Wlazły. Michał Winiarski poprosił o przerwę, a po niej zabrakło dobrego przyjęcia i gdańszczanie przegrali sytuacyjną akcję. Nie udało się też zapunktować w kolejnej akcji, Milad Ebadipour perfekcyjnie obił blok, a cały mecz skończył asem serwisowym po taśmie Karol Kłos. PGE Skra wygrała 25:22, a cały mecz 3:0.
Trefl zakończył fatalny listopad. Gdańszczanie w tym miesiącu mieli bardzo trudny terminarz, ale nie wygranie ani jednego seta i tak trzeba nazwać wynikiem bardzo rozczarowującym. Teraz jeszcze czas na mecz z Asseco Resovią Rzeszów, a później w końcu powinno być już łatwiej.
Tymoteusz Kobiela
Dobra energia wróciła – to było widać od początku meczu. Gdańszczanie byli zmotywowani, pozytywnie nastawieni, cieszyli się z każdej udanej akcji. Duży niepokój budziła absencja Macieja Olenderka, który nie zdążył wyleczyć kontuzji, ale Dawid Pruszkowski radził sobie naprawdę dobrze. Był też otoczony solidną opieką kolegów, dopingowany po każdym udanym zagraniu. Generalnie gospodarze przyjmowali wyraźnie lepiej od gości, ale wyraźnie gorzej wyglądali w bloku i obronie. Trefl jako cały zespół nie potrafił wykorzystać kilku szans, które dostał od rywali. Nieudane obrony w dobrych sytuacjach, dziury w bloku czy niepotrzebnie psute ataki. PGE Skra myliła się rzadziej i zasłużenie w pierwszej partii zwyciężyła 25:18.
Duża większa różnica widoczna była w drugiej partii. Trudno mówić o nawiązaniu rywalizacji, kiedy zdobywa się zaledwie 13 punktów. W Treflu przestało dobrze funkcjonować przyjęcie (zaledwie 36% skutecznego do 67% rywali), gospodarze kompletnie też nie potrafili „złapać” rywali blokiem. A PGE Skra po prostu robiła swoje, w końcówce dołożyła jeszcze świetną zagrywkę i spokojnie skończyła partię.
Wiara wróciła już na samym początku trzeciej partii, bo Trefl niespodziewanie prowadził aż 4:0. Goście wzięli czas, zaczęli odrabiać straty, ale nie było już takiej dysproporcji między zespołami, jak wcześniej. Trefl lepiej wyglądał przy rozegraniu Łukasza Kozuba, nową jakość wniósł też Mateusz Mika. Losy seta rozstrzygnęła sama końcówka. Przy 21:21 Trefl miał szansę, by wyjść na prowadzenie, ale z potrójnym blokiem nie poradził sobie Mariusz Wlazły. Michał Winiarski poprosił o przerwę, a po niej zabrakło dobrego przyjęcia i gdańszczanie przegrali sytuacyjną akcję. Nie udało się też zapunktować w kolejnej akcji, Milad Ebadipour perfekcyjnie obił blok, a cały mecz skończył asem serwisowym po taśmie Karol Kłos.