W ataku nie było skuteczności, w obronie były błędy i dziury. Lechia przegrała z Wisłą Płock

(Fot. PAP/Piotr Nowak)

Mocni w ofensywie, wrażliwi w defensywie. Piłkarze Lechii po raz kolejny pokazali, że nie mogą znaleźć balansu pomiędzy grą w ataku i obronie. Mocno ruszyli na Wisłę Płock, stworzyli sporo sytuacji, ale łatwo stracili gola i ostatecznie przegrali na inaugurację sezonu PKO BP Ekstraklasy 0:3.

Lechia to drużyna asymetryczna. Mocna od pasa w górę, ale poniżej słaba, bardzo wrażliwa. Pokazała to dobitnie w meczach z Akademiją Pandew, strzelając mnóstwo goli, ale też tracąc dwie bramki i dopuszczając rywali do wielu sytuacji. Biało-zieloni mają problemy w defensywie, a jednym z piłkarzy, którzy kiepsko rozpoczęli sezon, jest Rafał Pietrzak. Lewy obrońca w Płocku dostał szansę, ale popełnił duży błąd. Przegrał walkę o górną piłkę z Łukaszem Sekulskim, dał się przepchnąć, a napastnik gospodarzy ruszył w kierunku bramki. Za daleko byli Jakub Kałuziński i Kristers Tobers, Sekulski miał miejsce, przymierzył i pokonał Dusana Kuciaka z 16 metrów.

To był gol do szatni, padł w 43. Minucie. Wcześniej Lechia pokazała dużo dobrego na połowie przeciwnika. Znakomite podanie posłał Christian Clemens, ale nie przeciął go Ilkay Durmus, a piłkę z głowy Flavio Paixao „zdjął” jeden z obrońców. Aktywny był Marco Terrazzino, pokazywał się do gry, szukał rozwiązań. Wspomniany Durmus miał też świetną szansę po rzucie rożnym, ale głową uderzył prosto w bramkarza.

LECHIA ZGASŁA PO PRZERWIE

Lechia nieźle wyglądała do przerwy, ale bramka kompletnie ją rozbiła. Wisła przejęła inicjatywę, gdańszczanie nie radzili sobie w środku pola, mieli problem z wyprowadzeniem akcji czy utrzymaniem piłki na połowie przeciwnika. Płocczanie atakowali i to z rozmachem.

Mateusz Szwoch w 52. minucie zabawił się w Ricardo Quaresmę, uderzył zewnętrzną częścią stopy, ale piłka trafiła w poprzeczkę. Niespełna kwadrans później Kristian Vallo znalazł się kilka metrów przed bramką, w której nie było już nikogo. Dołożył nogę i… huknął nad poprzeczką. Po kolejnych kilku minutach Sekulski skompletował dublet, wykorzystując bardzo dobre dośrodkowanie Piotra Tomasika. Bramka została jednak anulowana, bo był na minimalnym spalonym. Dowiedział się o tym, siedząc już na ławce rezerwowych.

KOCYŁA ZWIEŃCZYŁ DZIEŁO

Lechia prosiła się o stracenie drugiej bramki i w końcu się tego doczekała. Piłkę w polu karnym dobrze utrzymał Marko Kolar, odegrał na lewą stronę do Davo, a ten efektownym strzałem nie dał szans Kuciakowi.

Przy prowadzeniu 2:0 Wisła nieco odpuściła, Lechia przeniosła grę na połowę gospodarzy i bramkarzowi poważniej zagroził Jarosław Kubicki. Uderzył mocno pod poprzeczkę, zyskał jednak tylko rzut rożny. Kolejnych konkretów już nie było, a gospodarze postanowili dać swoim kibicom jeszcze trochę radości. Wyprowadzili kontratak, Dominik Furman świetnie dograł do Dawida Kocyły, w ten ze spokojem pokonał Kuciaka.

To nie był dobry mecz zespołu Tomasza Kaczmarka. Dobry był tylko początek, ale biało-zieloni zbyt łatwo pozwolili rywalom na zdobycie pierwszej bramki, a w drugiej kompletnie oddali pole. Taka postawa w Wiedniu przydarzyć się nie może, bo będzie skutkowała dużo bardziej bolesną porażką.

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj