„Zmarł Jacek Kamiński. Młody dziennikarz Radia Gdańsk…”. To już trzynaście lat od tamtego pamiętnego, upalnego dnia 25 sierpnia 2009 roku. Miał zaledwie 36 lat i mnóstwo doczesnych spraw do załatwienia. We wszystko co robił wkładał całe serce.
Ono jednak było obarczone poważnym defektem i nie stanęło na wysokości zadania. Przestało bić podczas przebieżki na tak ważnym dla Jacka stadionie rugbowym przy Grunwaldzkiej.
Przeglądając archiwalia w „Dzienniku Bałtyckim” znalazłem powyższy tytuł. „Młody dziennikarz…”. Rzeczywiście Jacek miał dopiero 36 lat, ale legitymował się już 12-letnim stażem dziennikarskim. Zdążył tyle czasu przepracować w Radiu Gdańsk, bo był doskonale zorganizowany. Od początku wiedział, co chce robić w życiu.
Był najlepszym hokeistą wśród dziennikarzy i dziennikarzem wśród hokeistów. Wielkim kibicem rugby. Wspaniałym kolegą, odpowiedzialnym opiekunem swej szczęśliwej rodziny.
To był pasjonat i profesjonalista. Bezkompromisowy w wierności zasadom fair play i zwykłej ludzkiej uczciwości oraz przyzwoitości. Zmarł tak, jak żył – w biegu na stadionie przy Grunwaldzkiej, gdzie każde zwycięstwo rugbystów Lechii jest tak naprawdę z dedykacją – dla Jacka. Pochowaliśmy go w urnie, która miała kształt piłki. Taki mały symbol życia Wielkiego Człowieka
Drogi Przyjacielu – pamiętamy. Pamiętają także Twoi kibice.
Włodzimierz Machnikowski tak żegnał Jacka Kamińskiego na antenie Radia Gdańsk 25 sierpnia 2009 roku:
Włodzimierz Machnikowski