Festiwal głupoty. Liderzy zawiedli, Lechia przegrała we Wrocławiu

(Fot. PAP/Maciej Kulczyński)

Piłkarze Lechii napisali poradnik, jak koncertowo zepsuć naprawdę dobrą robotę. I w szczególe – zachowując się karygodnie i głupio w obu polach karnych – i w ogóle, przegrywając mecz, w którym do przerwy całkowicie kontrolowali wydarzenia na murawie. We Wrocławiu na własne życzenie przegrali ze Śląskiem 1:2.

Gdańszczanie zaczęli bardzo dobrze, utrzymywali się przy piłce, byli agresywni po stracie i szybko się organizowali. Śląsk do przerwy nie stworzył niemal żadnego zagrożenia, a zaznaczył się tylko strzałem z dystansu w samej końcówce, z którym bez problemów poradził sobie Dusan Kuciak. Lechia już wtedy prowadziła. Conrado w 29. minucie dobrze dośrodkował z lewej strony, akcji nie wykończył Łukasz Zwoliński, ale pomylił się Patryk Janasik i skierował piłkę do własnej bramki. Gdyby nie on, piłkę pewnie i tak zapakowałby do siatki Maciej Gajos.

To mógł być gol na 2:0, bo wcześniej fenomenalnym strzałem popisał się właśnie Gajos. Pomocnik uderzył idealnie po krótkim rozegraniu rzutu rożnego z Rafałem Pietrzakiem, Michał Szromnik był bez szans, ale gospodarzy uratował… Michał Nalepa. Jeszcze przed strzałem popchnął przeciwnika w polu karnym, choć piłka była w zupełnie innym sektorze boiska. Sędzia musiał anulować gola, a zachowanie Nalepy trzeba określić albo skrajnie nieodpowiedzialnym, albo po prostu głupim.

KAPITAN ZAWIÓDŁ

Jeszcze ostrzejsze słowa cisną się na usta w kontekście tego, co w drugiej połowie zrobił Kuciak. Kapitan zespołu, jeden z najbardziej doświadczonych piłkarzy, który wielokrotnie ratował kolegom skórę, tym razem kompletnie stracił głowę. Lechia przeżywała trudny moment, broniła się przy remisie 1:1, bo wcześniej z dystansu trafił Erik Exposito. Słowak zamiast zapewnić zespołowi spokój, zagotował się przy rzucie rożnym, założył rywalowi chwyt rodem z wrestlingu i powalił go na murawę. Sędzia – znów po interwencji VAR-u – podyktował rzut karny, ale Kuciak się zrehabilitował i obronił strzał Exposito, dając drużynie nadzieję w 87. minucie. Po chwili jednak znów zawiódł, wyszedł do dośrodkowania i zaliczył pusty przelot, piłka spadając za bramkarzem trafiła w Davida Steca i wpadła do pustej bramki. Kolejny samobój w tym meczu i bramka na 2:1 dla Śląska, za którą odpowiedzialność ponosi Kuciak.

FRUSTRACJA MALOCY

Nalepa i Kuciak swoje już pokazali, a do tego duetu postanowił dołączyć Mario Maloca. Trudno tak naprawdę powiedzieć, co miał na myśli. Rywali stracił piłkę, Chorwat nie miał jej nawet w zasięgu i postanowił kopnąć przeciwnika. Zachowanie w stylu Sławomira Peszki z pamiętnego meczu z Jagiellonią Białystok, kompletnie bezmyślne. Przejaw frustracji. Sędzia bez wahania sięgnął po czerwoną kartkę, a Maloca kompromitował się jeszcze, protestując przeciwko tej decyzji.

Lechia przegrała mecz, który całkowicie do przerwy kontrolowała. W drugiej połowie najpierw jednak rozstała się z inicjatywą, a potem liderzy ze zdrowym rozsądkiem. Śląsk miał niewiele argumentów, był biedny, próbował głównie uderzeń zza pola karnego, a i tak pokonał Lechię. Jeżeli ten zespół dalej będzie tak funkcjonował, niczego nie osiągnie.

Tymoteusz Kobiela

Śląsk Wrocław – Lechia Gdańsk 2:1 (0:1)

Bramki: 0:1 Patryk Janasik (29′), 1:1 Erik Exposito (71′), 2:1 Konrad Poprawa (90′).

Żółta kartka – Śląsk Wrocław: Martin Konczkowski, John Yeboah, Diogo Verdasca. Lechia Gdańsk: Joeri de Kamps, David Stec, Dusan Kuciak, Conrado. Czerwona kartka – Lechia Gdańsk: Mario Maloca (93′).

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj