Trefl w meczu z Jastrzębskim Węglem prawdopodobnie nigdy nie będzie faworytem. Mnóstwo musiałoby się w polskiej siatkówce zmienić, by role w tej parze się odwróciły. A potężnie osłabiony Trefl w spotkaniu z wicemistrzem Polski to drużyna skazana na pożarcie. I zgodnie z przewidywaniami gdańszczanie, choć ambitnie walczyli do końca meczu, nie ugrali nawet seta.
Jakub Czerwiński, Mikołaj Sawicki i Aliaksei Nasevich – tej trójki przed sezonem pewnie żaden z kibiców nie spodziewał się za często oglądać na parkiecie. A już na pewno nie od początku meczu z wicemistrzem Polski. Sytuacja kadrowa w Treflu jest jednak bardzo słaba, z powodu urazów nie mogli zagrać Jan Martinez Franchi i Bartłomiej Bołądź (oraz, oczywiście, Piotr Orczyk). W efekcie szansę na pozycji atakującego niespodziewanie dostał Nasevich. Dlaczego nie Mariusz Wlazły? Bo ten był szykowany jako alternatywę na… przyjęcie.
SPORA NIESPODZIANKA
Stało to wszystko na niezbyt solidnych podstawach i od początku meczu zgodnie z przewidywaniami Jastrzębski Węgiel spokojnie przeważał. Goście budowali przewagę i przy 17:9 wydawało się, że żadnych emocji już nie będzie. Niespodziewanie impuls Treflowi dał Czerwiński, który wcześniej w ofensywie radził sobie kiepsko. Postraszył zagrywką i Marcelo Mendez poprosił o przerwę przy prowadzeniu Jastrzębskiego 19:16. Sytuacja wróciła do normy, ale gdańszczanie na kolejny zryw zdobyli się przy stanie 17:22. Pierwszoplanową rolę grał Nasevich, zachwycał zagrywką i gdańszczanie doszli na remis 23:23. To już była niemała niespodzianka, by nie powiedzieć sensacja. Końcówka należała jednak do faworytów. Przy remisie w aut zaserwował Sawicki, a po chwili kontrę skończył Stephen Boyer i Jastrzębski wygrał 25:23.
RÓŻNICA KLAS
Entuzjazm poniósł gdańszczan na początku drugiej partii, zaowocował prowadzeniem 4:2, ale różnicę jakości widać było nawet nieuzbrojonym okiem. Jastrzębianie momentami się frustrowali, bo choć przeważali, to gospodarze ambitnie walczyli i stawiali opór. To wystarczało jednak na pojedyncze akcje, a na przestrzeni całego seta goście byli jednak zdecydowanie silniejsi. Wygrali 25:17.
W trzecim secie emocji już nie było. Dwie pięciopunktowe serie Jastrzębskiego zobrazowały różnicę klas. Gdańszczanom trzeba oddać, że nawet przy stanie 10:20 do końca walczyli o każdą piłkę. Duch w zespole nie umarł, młodzież zebrała bardzo cenne doświadczenie, ale punkty pojechały do Jastrzębia-Zdroju. Wicemistrzowie Polski wygrali trzecią partię 25:14, a cały mecz 3:0.
Kolejnym wyzwaniem dla drużyny Igora Juricicia będzie mecz z Indykpolem AZS Olsztyn. To wyjazdowe spotkanie zaplanowano na godz. 17:30 w poniedziałek 7 listopada.
Tymoteusz Kobiela