Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Tak też można powiedzieć o panowaniu Sebastiana Przybysza w kategorii koguciej KSW. Gdańszczanin przegrał z Jakubem Wikłaczem na gali KSW 77 po niejednogłośnej decyzji sędziów.
Pojedynek bez wątpienia należał do tych najładniejszych podczas gali w Gliwicach. Walki toczone w parterze rzadko są uznawane za atrakcyjne, jednak starcie Przybysza z Wikłaczem mogło podobać się nawet niedzielnym kibicom mieszanych sztuk walki.
Od początku spekulowano, że w stójce lepszy będzie gdańszczanin, a w parterze karty rozdawać będzie jego rywal. Na przekór wszystkim to Sebastian Przybysz sprowadzał regularnie walkę do parteru. Tam jednak olsztynianin był w stanie przekierowywać przebieg walki na swoją korzyść.
Bez wątpienia Przybysz nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Teraz musi jednak wrócić na zwycięską ścieżkę i znając jego ambicje oraz umiejętności, nie musimy martwić się o jego przyszłość.
DOŚWIADCZENIE GÓRĄ
Echem na całym świecie odbił się pojedynek Mameda Khalidova z Mariuszem Pudzianowskim. Najsilniejszy człowiek świata po ciężkim nokaucie na Michale Materli otrzymał szansę walki z największą legendą KSW.
Ciężko było stwierdzić, w jakiej kondycji psychicznej po nokaucie od Roberto Soldicia powróci Khalidov. Ten jednak wydawał się lepszy niż kiedykolwiek. Bez problemu wygrywał zapaśnicze batalie z ponad 20 kg cięższym Pudzianowskim, a następnie dokończył dzieła, rozbijając go w parterze.
jk