Nie było wielkich niespodzianek w pierwszych dwóch ćwierćfinałach siatkarskiej Ligi Narodów w Gdańsku. Zgodnie z przewidywaniami awansowali Amerykanie i Włosi. Nieco zaskakujące były wyniki. Stany Zjednoczone dopiero po tie-breaku pokonały Francję, a Włochy wręcz zdemolowały Argentynę. W czwartek kolejne dwa ćwierćfinały, w tym klasyk: Polska – Brazylia o 20:00.
To miało być przekonywujące, może nawet łatwe zwycięstwo Amerykanów. Do Gdańska przyjechali jako liderzy po fazie zasadniczej, z liderami w składzie. Przyjechali może nawet po złote medale. I długo wyglądało na to, że Francuzi, którzy bilety do Polski zapewnili sobie zajmując ostatnie bezpieczne miejsce, nie będą w stanie postawić się Amerykanom.
Pierwszy set? Bez wielkiej historii. Trójkolorowym brakowało siły ognia, nie funkcjonowali na zagrywce i w ataku. Amerykanie wygrali do 21. W drugim historia się powtórzyła, wynik był jeszcze bardziej okazały: 25:18. – Nie spodziewałem się wygranej w pierwszych dwóch setach taką przewagą punktową. Liczyłem na trudny mecz – mówił nam po spotkaniu Thomas Jaeschke. I ostatecznie nie można powiedzieć, by się zawiódł.
(Fot. Tymoteusz Kobiela/Radio Gdańsk)
Francuzi wrócili do gry. Zdecydowanie poprawili zagrywkę, a za tym poszedł oczywiście blok i obrona. Byli w stanie złapać zdecydowanie więcej piłek i efektownie zwyciężyli 25:17. W czwartym również mieli przewagę, ale Matthew Anderson i Micah Christenson pociągnęli swój zespół do walki. Amerykanie wyrównali na 24:24, broniąc dwie piłki setowe. Kolejne akcje należały jednak do Francuzów, którzy doprowadzili do tie-breaka.
(Fot. Tymoteusz Kobiela/Radio Gdańsk)
W nim jednak już nie powalczyli. Szybko stracili dystans i zespół zgasł. Stany Zjednoczone wygrały 15:9, a cały mecz 3:2. – Odwróciliśmy wynik. Kontrolowaliśmy grę, ale pod koniec piątego seta wszystko się popsuło. Zaczęli znakomicie serwować, my też popełniliśmy kilka błędów w przyjęciu i obronie. Nie byliśmy w stanie dotrzymać im kroku. Była to jednak dobra walka, chociaż brak zwycięstwa jest frustrujący – przyznał nam francuski przyjmujący Kevin Tillie.
Amerykanie o finał zagrają z Włochami. Mistrzowie świata i Europy byli faworytami w starciu z Argentyną, choć w fazie zasadniczej przegrali z nią 0:3. Tym razem wynik się odwrócił. Italia błyskawicznie rozstrzygnęła mecz, wygrywając 25:17, 25:13 i 25:14. To była deklasacja.
(Fot. Tymoteusz Kobiela/Radio Gdańsk)
– Myślę, że zagraliśmy bardzo dobrze w podstawowych kwestiach – mówi nam włoski rozgrywający Simone Gianelli. – Byliśmy skupieni. Nasi rywale musieli sobie radzić z osłabieniami spowodowanymi urazami. Wykonaliśmy jednak nasze zadanie i z tego jestem zadowolony. By postawić się Stanom Zjednoczonym, musimy zagrać na najwyższym poziomie. Prezentują się bardzo dobrze, obok Polski to najbardziej doświadczony zespół w tym turnieju. Będzie to trudne spotkanie, ale zrobimy co w naszej mocy, by wygrać – dodaje.
(Fot. Tymoteusz Kobiela/Radio Gdańsk)
Mecz trwał nieco ponad godzinę. Zdecydowanie krócej niż Argentyńczykom zajmie chociażby powrót do domów. Zdecydowanie nie tak wyobrażali sobie ćwierćfinałowe starcie. – Za nami bardzo trudny tydzień. Musieliśmy się zmagać z kontuzjami i chorobami, ale nie chcę się na tym skupiać. Jesteśmy zespołem, który mógł sobie z tym poradzić. Musimy trzymać pewien poziom, ale to nam się nie udało. Nie jesteśmy zadowoleni, ja również. Włochy zagrały świetne spotkanie, były mocne w każdym aspekcie. Nam zabrakło dobrego serwisu i odbioru – tłumaczył przyjmujący Argentyńczyk Jan Martinez Franchi, klubowy zawodnik Trefla.
W czwartek kolejne dwa ćwierćfinały. O 17:00 Japonia zagra ze Słowenią, a o 20:00 siatkarski klasyk: Polska – Brazylia.
Stany Zjednoczone – Francja 3:2 (25:21, 25:18, 17:25, 24:26, 15:9)
Włochy – Argentyna 3:0 (25:17, 25:13, 25:18)
Tymoteusz Kobiela