Problemy finansowe i opóźnienia w wypłatach. Te hasła zazwyczaj kojarzą się z jednym gdańskim klubem i mowa o Lechii. Teraz dotyczą jednak także Trefla. Siatkarze nie dostali na czas ostatnich wypłat. Czy trzeba bić na alarm? – Wszystko jest pod kontrolą, ale pojawiły się kłopoty – mówi nam prezes klubu Dariusz Gadomski.
Finanse są jednym z najważniejszych tematów w przypadku Trefla od momentu pożegnania z Lotosem, który był sponsorem tytularnym. Skończyły się wówczas złote finansowe czasy. Najpierw była akcja ratunkowa, później czas biedniejszej, ale bezpiecznej stabilizacji. Pojawiają się jednak turbulencje. Siatkarze w ostatnim czasie nie otrzymują terminowo swoich wypłat.
– Pod koniec sezonu przyszedł moment kłopotów finansowych – przyznaje prezes klubu Dariusz Gadomski. – Nie wszyscy partnerzy mieli dobry okres, prosili o przesunięcie swoich transz. Pieniądze z ligi też musiały wpłynąć później. Rozmawiałem z menadżerami siatkarzy, zawodnicy byli informowani, ale już w poprzednim tygodniu przelaliśmy jedną transzę. Jeszcze w lipcu pójdzie kolejna, wszystko jest pod kontrolą – wyjaśnia.
– Mówimy o ostatnich dwóch miesiącach. Zawodnicy wiedzą, że zaległości wobec tych, którzy mają najwyższe kontrakty, na pewno uregulujemy do końca roku, możliwe też, że szybciej – precyzuje Gadomski. Dodajmy, że pensje siatkarzy nie są skonstruowane tak, jak klasyczne wypłaty w przypadku umowy o pracę – dodaje.
Z różnych względów, nazwijmy to ogólnie względami dotyczącymi optymalizacji podatkowej, pensje zawodników różnią się w zależności od miesiąca. Ważne, by ostatecznie kwota za sezon się zgadzała. Wiosenne wypłaty są jednak zazwyczaj większe od jesiennych. Jeżeli więc zaległości dotyczą właśnie wiosennych, to są raczej większe niż uśredniona wypłata za dwa miesiące. Siatkarze – podobnie jak piłkarze czy inni sportowcy – prowadzą najczęściej jednoosobowe działalności gospodarcze i rozliczają się z klubem na podstawie wystawianych faktur. Co ciekawe, kontrakty najczęściej nie obejmują całego roku, a jedynie dziesięć miesięcy.
Trefl nie jest jednak klubem, który pieniędzmi rzuca na prawo i lewo, a dopiero później zastanawia się, skąd je realnie wziąć. Zarządzanie znane z innego z gdańskich klubów nie jest tu inspiracją. Kłopoty finansowe są efektem kilku czynników. – Część partnerów poinformowała nas w czerwcu, że nie przedłuży umów. Później podpisywaliśmy nową umowę z Ergo Areną na kwotę o 50% większą niż poprzednia. Koszty transportu również wzrosły. Ciężko to zaplanować, jeżeli z zawodnikami musimy rozmawiać pół roku wcześniej, bo wtedy dogadywane są transfery na kolejne rozgrywki – podkreśla Gadomski. Plotki transferowe rzeczywiście pojawiają się już na początku roku, a w niektórych przypadkach negocjacje ruszają jesienią po kilku lepszych meczach.
BRAKUJE KOLEJNEGO PRYWATNEGO SPONSORA
Rozwiązaniem problemów byłoby znalezienie innego dużego sponsora. Dziś klub opiera się na sponsorze tytularnym – firmie Trefl S.A. – a także na środkach z miasta i miejskich spółek. Sponsorami złotymi są GIWK oraz gdańskie lotnisko, partnerem złotym – Gdańskie Autobusy i Tramwaje. Do tego dochodzą mniejsi sponsorzy. Nie ma jednak większego wsparcia od prywatnego podmiotu.
– Żeby prywatna osoba została sponsorem, musi być miłośnikiem siatkówki. Piłka nożna ma swoje atuty, wszyscy się nią interesują, siatkówka ma na razie swoje pięć minut dzięki reprezentacji. Jesteśmy też młodym klubem, istniejącym od 19 lat. Nie wytworzyło się jeszcze starsze pokolenie. Budujemy powoli kulturę kibicowania, przywiązanie, frekwencja rośnie. Fajnie, że w ogóle mamy drobnych partnerów, bo nie jest łatwo ich pozyskać. Cieszymy się, że firma Trefl jest z nami od tylu lat, pan Kazimierz Wierzbicki przekazuje pieniądze na siatkówkę i koszykówkę. To zapewnia stabilność, ale ciężko mówić o kolejnym milowym kroku bez innego większego wsparcia – tłumaczy prezes Trefla.
PÓŁTORA MILIONA ZA WEJŚCIE DO NAZWY
I nie pomaga nawet fakt, że gdański klub ma dział marketingu, który często stawiany jest za wzór (choć niedługo zajdą w nim spore zmiany). – Może mamy coś do poprawy w dziale sprzedaży. Ofert składamy multum, szukamy nowych pomysłów. Nie jest łatwo. Sytuacja gospodarcza jest taka, że każdy zastanawia się, jak będzie to wyglądało. Czasem wydaje nam się, że jesteśmy już na ostatniej prostej, ale ktoś jednak odmawia lub oferuje stosunkowo małe pieniądze w porównaniu do oczekiwań. Zdarza się, że ktoś chce być prawie że sponsorem tytularnym za kwoty rzędu 100 tysięcy złotych – mówi Gadomski. Dopytany o konkrety, ile trzeba wyłożyć, by zostać partnerem klubu, mówi:
– Aby wejść do nazwy potrzebne są rozmowy z właścicielem przy Radzie Nadzorczej, ale myślę, że potrzebna byłaby kwota rzędu 1,5-2 milionów złotych. Kwoty za reklamę na koszulce się różnią zależnie od świadczeń, ale 150-200 tysięcy wystarczyłoby, by zaistnieć na koszulce.
A właściwie można zacząć od 10 tysięcy złotych, bo i takie pakiety Trefl ma w ofercie. Taka kwota wystarczy, by kibice w Ergo Arenie zobaczyli logo czy nazwę firmy na bandach reklamowych. To kwoty roczne.
Klub musi szukać kolejnych źródeł finansowania, by próbować nadążyć za ligową czołówką. Chociaż tempo wielkich jest szalone. Najlepsi zawodnicy inkasują nawet ponad 2 miliony złotych za sezon. Takie kwoty są i jeszcze długo będą daleko poza zasięgiem gdańszczan.
Tymoteusz Kobiela