Pod koniec lipca kopał na czwartoligowych boiskach, bo z powodu czerwonej kartki mógł grać tylko w rezerwach Chojniczanki. Wrzesień zaczął od wizyty na obskurnym stadionie Olsztynie i porażki ze Stomilem. A za kilka dni może wyjść na PGE Narodowy, by zatrzymać Roberta Lewandowskiego. Andrias Edmundsson to jeden z niewielu profesjonalnych piłkarzy w kadrze Wysp Owczych. – Mamy kilku elektryków i budowlańców, są też studenci – mówi nam reprezentacyjny stoper.
„Przegrali z Mołdawią, to pewnie zaraz dostaną też od kelnerów z Wysp Owczych” – to częsta narracja tych bardziej „niedzielnych” kibiców polskiego futbolu. Biało-czerwoni nie mają ostatnio dobrej passy, afera goni aferę, a wyniki są gorzej niż fatalne. Dość powiedzieć, że Polacy przegrali z Mołdawią, z którą Wyspy Owcze potrafiły zremisować.
A przepaść jest kolosalna, bo kiedy Fernando Santos wybiera między Bednarkiem, Dawidowiczem czy odrzuca Wszołka, selekcjoner Wysp Owczych Hakan Ericson powołuje Andriasa Edmundssona z drugoligowej Chojniczanki. I stoper jest jednym z zaledwie kilku profesjonalnych zawodników w zespole.
– Wielu piłkarzy ma zwyczajną pracę. Mamy chyba sześciu profesjonalnych zawodników – mówi nam Edmundsson. – Większość naszych chłopaków gra w kraju i wielu z nich pracuje na część etatu, młodsi czasem studiują. W reprezentacji Polski wszyscy są oczywiście profesjonalistami, mają dobre kontrakty i zarabiają duże pieniądze, ale najważniejszy jest ostatecznie zespół, to jest sport drużynowy. Widzieliśmy to, kiedy Klaksvik świetnie radził sobie w europejskich pucharach. Wydaje mi się, że mają w zespole sześciu elektryków, a wygrali z Ferencvaroszem. Oczywiście, lepiej byłoby, gdyby wszyscy skupiali się tylko na piłce, ale w ten sposób również można wygrywać mecze – zaznacza Edmundsson.
LEWANDOWSKI? WIĘKSZYM ZASZCZYTEM JEST GRA Z BRATEM
Nie ulega jednak wątpliwości, że powołanie dla stopera drugoligowej Chojniczanki to spore wydarzenie dla tego klubu. Edmundsson może dostać szansę, o której większość klubowych kolegów nie może już nawet marzyć. Chłopaki zagadują, pytają o możliwe pojedynki z Lewandowskim, doradzają, jak zagrać przeciwko gwiazdorowi. A główny zainteresowany myśli o czymś innym.
– Może w przyszłości będę tak do tego podchodził, jeżeli spiszemy się dobrze. Jeżeli Lewandowski strzeli kilka goli, nie będę przecież za dużo opowiadał o tym meczu. Dzisiaj dla mnie ważniejszą sprawą jest to, że być może będę mógł zagrać razem z bratem. On jest napastnikiem, nigdy nie wystąpiliśmy razem i to byłby dla mnie większy zaszczyt, to moje marzenie – zdradza były piłkarz Sunderlandu.
BYŁ BRAMKARZEM W PIŁCE RĘCZNEJ
Dziś gra w Chojnicach, ale kilka lat temu mógł pójść w innym kierunku. I dziś być może jeździłby po Polsce odwiedzając hale, a nie stadiony. – Prawdą jest, że u nas nie ma zbyt wielu rzeczy do roboty, więc trenowałem wszystko, co mogłem. Siatkówkę, piłkę ręczną. Byłem przyzwoitym bramkarzem. Pojechałem nawet na kilka treningów kadry, ale któregoś razu tego samego dnia był trening piłkarzy i szczypiornistów. Wybrałem piłkę – mówi.
I piłka zaprowadziła go na PGE Narodowy, gdzie zagra być może już 7 września. Mecz Polska – Wyspy Owcze w czwartek o 20:45.
Tymoteusz Kobiela