Można mówić o zadyszce, trudnej końcówce, problemach kadrowych, powoli tworzącej się serii bez zwycięstwa. I każdy z tych argumentów ma – przynajmniej w jakiejś części – sens. Ale powód, dla którego Arka zgubiła punkty po raz trzeci z rzędu jest jeden: nieskuteczność. Gdynianie nie potrafili wykorzystać swoich sytuacji, dlatego bezbramkowo zremisowali z Górnikiem Łęczna.
Czasem jest tak, że wpada wszystko. Trochę jak Bartłomiejowi Wdowikowi z Jagiellonii Białystok. Uderzył z rzutu wolnego w mur, ale piłka odbiła się tak szczęśliwie, że i tak zapisał się na liście strzelców w meczu z Puszczą Niepołomice. Albo jak Luisowi Murielowi w meczu Atalanty Bergamo z Rakowem Częstochowa, kiedy strzelił gola, chociaż to obrońca był pierwszy przy piłce i ją wybijał. Po prostu: siedzi to siedzi.
A czasem jest tak, że możesz wykreować kilkanaście sytuacji, mieć dobre, bardzo dobre i świetne pozycje, ale nie wykorzystać żadnej. Nie musimy chyba podpowiadać, który z tych scenariuszy sprawdził się w Gdyni na zakończenie 2023 roku.
GÓRNIK NIE STRZELAŁ, ARKA NIE TRAFIAŁA
Trener Górnika Łęczna Jeden z trenerów Górnika Łęczna Daniel Rusek mówił po spotkaniu, że jego zespół przyjechał do Gdyni po zwycięstwo. No cóż, wybrał chyba jeden z oklepanych piłkarskich frazesów, bo ta teoria nieszczególnie spotyka się z rzeczywistością. Górnik był bierny, biedny i bezbarwny. Grał tak, jakby potrzebował remisu i o remisie tylko myślał. Stworzył nędzne sytuacje i nie był nawet blisko poważnego zatrudnienia Pawła Lenarcika.
Arka sytuacji miała mnóstwo, sporo po dośrodkowaniach. Groźnie uderzał Karol Czubak, ale prosto w Macieja Gostomskiego. Świetnie złożył się Ołeksandr Azacki – trafił w poprzeczkę. Gostomski rewelacyjnie zareagował też przy uderzeniach Kacpra Skóry czy Olafa Kobackiego, a swoją szansę miał też Kasjan Lipkowski. Bramkarza wyręczył Adam Deja. Swoją drugą okazję miał też Czubak, ale choć było dużo czasu i miejsca, to z 16 metrów lekko uderzył w bramkarza. Szukała Arka sposobów, dochodziła do pozycji strzeleckich, uderzała, ale strzelała ślepakami.
Trzy mecze, dwa gole i tylko dwa punkty. Do tego odpadnięcie z Pucharu Polski. Grudzień nie był łaskawy dla Arki, ale też nie ma co dramatyzować. Po rewelacyjnych październiku i listopadzie przyszedł trudniejszy moment, jednak pozycja i tak jest znakomita. Biorąc pod uwagę problemy klubowe, wąską kadrę, kontuzje i kartki – ekipa Łobodzińskiego może z satysfakcją i zadowoleniem usiąść do świątecznego barszczu. A później zacząć pracować, by wiosną te efekty powtórzyć.
Tymoteusz Kobiela