Polskie rugbystki wygrały pierwszy turniej mistrzostw Europy. Będzie walka o złoto

(Fot. materiały prasowe)

W pierwszym turnieju mistrzostw Europy w rugby 7 kobiet reprezentantki Polski – w których składzie większość to biało-zielone Ladies – nie miały sobie równych i zrobiły duży krok w walce o złoty medal. Biało-czerwone szły w weekend od zwycięstwa do zwycięstwa, a w wielkim finale podopieczne Janusza Urbanowicza wygrały z Francją 12:10.

Reprezentacja Polski wchodzi w decydujący okres startowy. Za nimi już długa walka w cyklu World Rugby HSBC Sevens Challenger, zakończona drugim miejscem w turnieju w Krakowie i awansem do finałów w Madrycie. Tam podopiecznym Janusza Urbanowicza nie udało się wywalczyć awansu do światowej elity. Nie było jednak zbyt wiele czasu na analizę i regenerację, bo zaledwie tydzień później Polki rywalizowały w pierwszym turnieju mistrzostw Europy w chorwackiej Makarskiej.

ŚWIETNY POCZĄTEK

W piątek, pierwszego dnia mistrzostw, w fazie grupowej nasza reprezentacja mierzyła się z Włochami i Portugalią, czyli ekipami teoretycznie słabszymi od naszej drużyny. Podopieczne Janusza Urbanowicza zaczęły mecz z Włoszkami znakomicie. Już po trzech minutach prowadziły 14:0 po przyłożeniach Ilony Zaiszliuk i Oliwii Strugińskiej, a także dwóch udanych podwyższeniach Julii Druzgały. Potem jednak to nasze rywalki dość nieoczekiwanie zaliczyły przyłożenie, ale jeszcze przed przerwą, po kapitalnej akcji, odpowiedziała Katarzyna Paszczyk i do przerwy prowadziliśmy 19:5.

Po zmianie stron trwała dominacja Polek. Kolejno Natalia Pamięta, Julia Druzgała i Małgorzata Kołdej zameldowały się w polu punktowym rywalek. Włoszki było stać na jeszcze jedną „piątkę”, ale i tak zakończyło się wysoką wygraną naszej drużyny 38:10.

Mecz z Portugalią zaczął się od mocnego uderzenia rywalek. Portugalia zaliczyła dwa przyłożenia i wyszła na prowadzenie 12:0. Polki odpowiedziały po kapitalnym rajdzie przy linii bocznej Zaiszliuk, która pognała z piłką i wpadła na pole punktowe. Potem jej wyczyn powtórzyła Julia Druzgała, ale nie udało jej się ani razu podwyższyć i nadal to nasze przeciwniczki miały dwa punkty przewagi.

– Te pierwsze mecze przy takiej temperaturze, zazwyczaj nie do końca nam wychodzą. Upał daje się we znaki i trochę nas przytyka. No ale koniec końców zaczęłyśmy grać swoje rugby i dało nam to zwycięstwo – mówiła Natalia Pamięta.

Przed przerwą sytuacja uległa zmianie, bo po kolejnej udanej akcji Paszczyk zaliczyliśmy kolejne przyłożenie, a tym razem Druzgała celnie kopnęła na słupy i po pierwszej połowie Polki prowadziły 17:12.

Tuż po przerwie kolejne przyłożenie dorzuciła wracająca do kadry po długiej nieobecności Anna Klichowska, a Polki rozpoczęły dzieło zniszczenia. Co prawda Portugalia była w stanie zdobyć trzecie przyłożenie, ale na nic więcej nie było je stać. Biało-czerwone znów się rozkręcały. Wygrały ten mecz 36:17 i – podobnie jak Wielka Brytania – zakończyły pierwszy dzień zmagań z dwoma zwycięstwami.

– Zdecydowanie to były dwa dobre mecze. Mimo że nie zaczynały się po naszej myśli, to potrafiłyśmy się podnieść i myślę, że to buduje w nas od nowa pewność siebie. Dlatego jestem dumna, że cały czas stawiamy te kroczki do przodu – podsumowała pierwszy dzień Pamięta.

REWANŻ ZA IGRZYSKA EUROPEJSKIE

Ostatni mecz fazy grupowej to rewanż za finał Igrzysk Europejskich, w których na Stadionie Miejskim im. Henryka Reymana Brytyjki sięgnęły po złoto, pokonując Polki. Dzięki temu mogą już szykować się do igrzysk w Paryżu, a przed naszą drużyną jeszcze turniej kwalifikacyjny w Monako.

Jednak w Makarskiej, gdzie Brytyjki przyjechały w nieco słabszym składzie, role się odwróciły. Polki, nieco oswojone już z tamtejszymi upałami, zaczęły znakomicie i bardzo szybko, po przyłożeniach Sylwii Witkowskiej i Katarzyny Paszczyk, prowadziły 10:0. Jeszcze przed przerwą udało się podwyższyć to prowadzenie po znakomitej walce Anny Klichowskiej i kolejnym przyłożeniu będącej ostatnio w znakomitej formie Paszczyk. Wynik 15:0 dawał naszej drużynie spory komfort, ale podopieczne Janusza Urbanowicza nie zamierzały się zatrzymywać.

Po wznowieniu gry kapitalnym rajdem przez niemal całe boisko popisała się Julia Druzgała i zaliczyła kolejne przyłożenie w tym meczu. Kiedy chwilę później Ilona Zaiszliuk podwyższyła na 25:0, losy tego pojedynku były rozstrzygnięte. Brytyjki zaliczyły honorowe przyłożenie, ale podobnie jak Polki, miały spory problem z kopaniem na słupy. A przy tym miały trochę pecha, bo Alicia Maude z bardzo komfortowej pozycji trafiła w słupek.

Mecz zakończył się wygraną Polek 25:5 i udanym rewanżem za starcie w Krakowie sprzed roku. Biało-czerwone awansowały do ćwierćfinału z pierwszej pozycji i mogły liczyć na teoretycznie łatwiejszego rywala.

– Rewanż się udał, jestem bardzo zadowolona z tego meczu. Brytyjki tak naprawdę nie miały nic do powiedzenia. Grałyśmy świetnie, nie popełniłyśmy praktycznie żadnego błędu i to bardzo cieszy – podsumowała to spotkanie Druzgała.

– Bardzo je zdominowałyśmy i od pierwszej minuty pokazałyśmy, na co nas stać. Mocno pracowałyśmy w obronie, dobrze operowałyśmy piłką w ataku i zbudowałyśmy pewność siebie – wtórowała jej Marta Morus.

Choć na tym etapie trudno mówić, że którykolwiek rywal jest łatwy, to akurat reprezentacja Czech, z którą przyszło Polkom rywalizować o awans do czołowej czwórki, jest jedną z ekip, która nam wyjątkowo leży.

Drużyna zza naszej południowej granicy wysoko zawiesiła poprzeczkę, ale Polki grały konsekwentnie i dość szybko, po sprytnym wyciągnięciu piłki z młyna oraz przyłożeniu Hanny Maliszewskiej, wyszły na prowadzenie 5:0. Potem jednak długo przyszło nam czekać na kolejne przyłożenie, ale po składnej akcji jeszcze w pierwszej części gry Katarzyna Paszczyk wpadła na pole punktowe, a Julia Druzgała udanie podwyższyła i nasza przewaga wzrosła.

Do przerwy utrzymał się wynik 12:0, jednak po wznowieniu gry Czeszki wykorzystały nieporozumienie w naszej ekipie i Julie Durychova zdobyła pierwsze przyłożenie dla swojej reprezentacji. Ostatnia słowo należało jednak do Polek. Na pole punktowe rywalek po efektownym rajdzie wpadła Ilona Zaiszliuk, a Druzgała celnym kopem między słupy ustaliła wynik spotkania na 19:5 dla biało-czerwonych.

– W tym meczu niepotrzebnie wdałyśmy się w grę naszych przeciwniczek. Dużo było kontaktu, zabrakło nam trzeźwości umysłu, przez co traciliśmy dużo energii na boisku. Te błędy sprawiły, że musiałyśmy się trochę namęczyć – oceniła ćwierćfinałowe spotkanie Marta Morus.

– To trudny przeciwnik, wiemy, na co je stać. Rugby to taka dyscyplina, w której wygrywa drużyna popełniająca mniej błędów. My dziś popełniłyśmy ich mniej, ale to nie była gra, w której się odnajdujemy. Uważam, że powinnyśmy wykorzystać nasze umiejętności techniczne, bo na pewno są na wyższym poziomie niż u rywalek – dodała zawodniczka Biało-Zielonych Ladies Gdańsk.

– Z Czeszkami często tak bywa, że albo gramy z nimi bardzo dobrze, albo wkradają się błędy. Znamy się na wylot, zawsze jest ta presja, bo to podobna drużyna do nas. Najważniejsze, że finalnie się udało – dodawała Druzgała.

POLKI W FINALE

W półfinale nasza drużyna trafiła na Hiszpanię, z którą również miała rachunki do wyrównania. – To na pewno nie będzie łatwy mecz. Tydzień temu rozgrywałyśmy z nimi mecz w Madrycie i nie ułożył się po naszej myśli. Na pewno musimy wyciągnąć wnioski z tego meczu i zagrać tak, jak potrafimy – mówiła przed meczem z Hiszpankami Marta Morus. I podopieczne Janusza Urbanowicza zdecydowanie to zrobiły, bo zagrały niesamowicie agresywnie, z dużą determinacją i poświęceniem w obronie. A to przyniosło efekty.

Spotkanie zaczęło się od twardej walki z obu stron, gra toczyła się głównie w środkowej strefie boiska. Jako pierwsze defensywę rywalek zdołały przełamać Polki. Lukę w obronie znalazła Katarzyna Paszczyk i wyprowadziła nasz zespół na prowadzenie. Hiszpanki jednak dość szybko odpowiedziały, ale nie udało im się podwyższyć i nadal prowadziliśmy 7:5.

Jednak jeszcze przed przerwą, po akcji, którą w Makarskiej oglądaliśmy bardzo często, i długim biegu Ilony Zaiszliuk, nasz zespół zaliczył kolejne przyłożenie. Drugi raz między słupy trafiła Julia Druzgała i na przerwę Polki schodziły przy prowadzeniu 14:5.

A po zmianie stron zaczęła się prawdziwa nawałnica, skutkująca dwoma kolejnymi przyłożeniami. Najpierw Paszczyk, a potem Anna Klichowska meldowały się w polu punktowym i zrobiło się 26:5. Hiszpanki jednak się nie poddawały i to one w końcówce przejęły inicjatywę. Najpierw Maria Garcia Gala, a następnie Amaia Erbina zdobywały przyłożenia dla rywalek, jednak Ingrid Gonzalez tylko raz udanie podwyższyła.

I chociaż Hiszpanki próbowały, to jednak nie udało im się odrobić strat. Polki wygrały 26:17 i awansowały do wielkiego finału, gdzie już czekały na nie Francuzki, które w półfinale odprawiły Belgię.

– Łatwiej nam się grało, bo presja trochę z nas zeszła. Naszym celem była czołowa czwórka, co już miałyśmy pewne. Dlatego chciałyśmy dać z siebie wszystko, ale gdyby nam nie wyszło, to nic wielkiego by się nie stało. Wyszłyśmy z wolą walki i chęcią zwycięstwa, zdominowałyśmy Hiszpanki, one nie spodziewały się, że tak dobrze zagramy. Może nas trochę zlekceważyły? My na pewno nie podeszłyśmy do tego meczu z obawami po poprzednim meczu. Wiedziałyśmy, że są do pokonania, a wysoka porażka w Madrycie to był wypadek przy pracy – powiedziała po meczu Hanna Maliszewska.

POLKI NAJLEPSZE W MAKARSKIEJ

W teorii to Francuzki były faworytkami do zwycięstwa w wielkim finale. Gospodynie rozpoczynających się niebawem igrzysk olimpijskich nie grały jednak w Makarskiej w najmocniejszym zestawieniu, choć nadal były ekipą pełną znakomitych zawodniczek. Polki jednak, nakręcone wygraną z Hiszpankami, były w bojowych nastrojach.

Było to widać od pierwszych, zaciętych minut. Biało-czerwone zaczęły bardzo dobrze, bo po upływie 180 sekund zaliczyły pierwsze przyłożenie. Świetny odbiór Natalii Pamięty i składne rozegranie Katarzyny Paszczyk wykorzystała Ilona Zaiszliuk, która po przebiegnięciu niemal połowy boiska wpadła z piłką na pole punktowe.

Francuzki miały kłopot z naszą agresywną grą i złapały żółtą kartkę, co Polki natychmiast wykorzystały i Paszczyk zaliczyła swoje kolejne przyłożenie na tych mistrzostwach. Po celnym kopie Julii Druzgały było już 12:0, co dawało naszej drużynie spory komfort grania. Niestety, tuż przed przerwą rywalki wykorzystały zawahanie Polek w obronie i Emelie Gros zdobyła pięć punktów dla swojej drużyny.

Po pierwszej połowie Polki prowadziły 12:5, ale to Francuzki przejęły inicjatywę w drugiej połowie. I poskutkowało to żółtą kartką dla Hanny Maliszewskiej. Dość szybko padło drugie przyłożenie dla „Trójkolorowych”, autorstwa Alycii Chrystiaens. Znów jednak bez podwyższenia, co sprawiało, że Polki miały wciąż dwa punkty przewagi.

Końcówka była pokazem wielkiego poświęcenia, determinacji i twardej obrony. Polki zdołały utrzymać przewagę i wygrały finał z Francją 12:10, robiąc wielki krok w stronę złotego medalu. Co więcej, Katarzyna Paszczyk zapracowała na tytuł MVP całego turnieju.

Drugi turniej odbędzie się w ostatnim weekend czerwca w Hamburgu, gdzie poznamy medalistki mistrzostw Europy w rugby 7 kobiet. Wcześniej Polki czeka niezwykle ważny turniej repasażowy do igrzysk olimpijskich w Paryżu. Tę rywalizację zaplanowano w dniach 21-23 czerwca w Monako.

mat. pras./jk

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj