Pierwszy gol Oliveiry i pierwszy remis. Arka nie znalazła sposobu na pokonanie Znicza

(Fot. Krzysztof Mystkowski / KFP)

Wojciech Łobodziński mówił niedawno, że jego drużyna ma problemy w pierwszych minutach po zdobyciu bramki. Tym razem to gdynianie musieli na stratę reagować i zareagowali fantastycznie, wyrównując po zaledwie czterech podaniach. Później zaczęły się schody i więcej bramek już nie padło. Arka ze Zniczem zremisowała w Gdyni 1:1.

Pierwszy kwadrans był w Gdyni znakomity. Po wstępnym rozpoznaniu rywala, jako pierwsi poważnie uderzyli goście. Bardzo poważnie. Wiktor Nowak ruszył lewą stroną, zszedł do prawej nogi i ze skraju pola karnego bez problemów pokonał Pawła Lenarcika. Do bramkarza pretensji mieć nie można, bo zawinili wcześniej jego koledzy. Michał Borecki i Marc Navarro pasywnie odprowadzali rywala, a kiedy 20-latek zabierał się do strzału, było już za późno.

BŁYSKAWICZNA ODPOWIEDŹ

Ale wszystko to można było szybko wybaczyć, bo Arka potrzebowała zaledwie czterech podań, by odpowiedzieć. Gdynianie zaczęli od środka i od razu jeden ze stoperów posłał piłkę w pole karne przeciwnika. Karol Czubak doskonale strącił głową, a formalności dopełnił Joao Oliveira.

W kolejnych dwóch kwadransach pierwszej połowy najwięcej działo się właśnie za sprawą strzelca bramki i Tornike Gaprindaszwiliego. Ten pierwszy często schodził do środka, a na lewą stronę przesuwał się wówczas Kacper Skóra. Ten drugi szalał na prawym skrzydle. Dużo było zamieszania, szumu, hałasu, ale bramki nie padły.

Wojciech Łobodziński mówił przed meczem, że kluczowa będzie cierpliwość. Ale chyba właśnie cierpliwości Arce często brakowało po przerwie. Gdynianie szukali indywidualnych akcji, przyspieszenia gry za wszelką cenę. Brakowało czasem rozwagi, czasem spokoju, czasem dokładności.

Obraz gry nieco zmieniły zmiany, zwłaszcza wprowadzenie do środka kreatywnych Hide Vitalucciego i Kamila Jakubczyka. Gęsto zrobiło się w środku pola, ale sprawy nie ułatwiało to, że sędzia pozwalał w tym meczu na naprawdę sporo. Trzeba było szukać przestrzeni na bokach i choćby Oliveira mógł popisać się szybkością. W doliczonym czasie gry bez dryblingu minął rywala zwyczajnie go obiegając. Dogranie w pole karne było jednak niedokładne.

Dokładności brakowało często, najczęściej właśnie przy dograniach z bocznych stref. Znicz dobrze zagęszczał pole karne i spokojnie się wybronił. Mecz skończył się remisem 1:1.

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj