Trefl Sopot zapłacił brakiem doświadczenia w europejskich rozgrywkach. W debiucie na parkietach Eurocupu rozegrał bardzo dobry mecz, prowadził przez większość z czterech kwart, by ostatecznie przegrać po dogrywce 93:96. Sopocianie mogą żałować przede wszystkim chwil, w których prowadzili siedmioma i czterema punktami w ostatnich minutach, co wypuścili z rąk, a rywal ostatecznie zwyciężył po dogrywce.
Trefl wraca do rozgrywek Eurocupu po 12 latach przerwy. To efekt przede wszystkim wygranego Mistrzostwa Polski i starań klubu, by znaleźć się właśnie w gronie eurocupowym. Nie jest tajemnicą, że Żan Tabak wyżej ceni te rozgrywki od koszykarskiej Ligi Mistrzów.
Polski zespół zaczął bez kompleksów i jeśli nawet zawodnicy odczuwali pucharową tremę, to nie było jej widać. Sopocianie pilnowali wyniku, jeśli przegrywali to tylko nieznacznie, a w końcówce pierwszej kwarty zaczęli wyraźnie się rozkręcać, by zakończyć tę odsłonę wysokim 9-punktowym prowadzeniem. Ozdobą tej dobrej postawy był trzypunktowy rzut Jakuba Schenka w ostatniej akcji przed syreną. Rozgrywający i MVP poprzedniego sezonu grał z luzem, podobnym temu z finałów poprzedniej kampanii, dyrygował postawą kolegów, brał na siebie odpowiedzialność za trudne rzuty, do końca trzeciej kwarty był najlepiej punktującym koszykarzem Trefla z 11-oczkami.
Goście w pierwszej połowie mieli proste założenie – wykorzystywać przewagi pod koszem. One faktycznie tworzyły się z powodu nieszczelnej obrony Trefla i błędów, co bezkarnie wykorzystywali silny skrzydłowy Phillip Herkenhoff oraz center Nicolas Bretzel, ale ich zapędy zostały zgaszone już w drugiej kwarcie. Ciężar zdobywania punktów dla Ratiopharmu przejął wówczas amerykański skrzydłowy Justinian Jessup, jego trójka pozwoliła w samej końcówce drugiej kwarty zniwelować starty do zaledwie 3 punktów.
PRZECIĘTNY WEATHERS
Późno nastąpiło przebudzenie Marcusa Weathersa. Amerykanin, na którego bardzo w Sopocie liczą, przez dwie i pół kwarty był nieobecny, pudłował wszystkie rzuty i nic nie wnosił do gry Trefla. Na trzy minuty przed końcem trzeciej kwarty trafił ze skrzydła, a chwilę później dołożył jeszcze dwa punkty, ale to jest za mało względem pokładanych oczekiwań.
Kolejne zrywy Trefla nie zapowiadały porażki w końcówce. Najpierw po pięknej zespołowej akcji, rozegranej na wysokim tempie i intensywności, trafił za trzy Jarosław Zyskowski, powiększając swój dorobek do 14 oczek, a później koledze pozazdrościł Jakub Schenk, dorzucając swoją trójkę. Obaj liderzy sopocian ścigali się w klasyfikacji, który zamknie spotkanie z większym dorobkiem, po trójkach obaj mieli po 14. Goście tymczasem odrobili większość strat, głównie za sprawą duetu Jessup i Ben Saraf, ale wtedy do głosu ponownie doszedł Schenk, wykorzystywał akcje 2+1, czym wyprowadził Trefla na kilkupunktowe prowadzenie.
WYRACHOWANI NIEMCY
Końcówkę przejęli jednak goście z Niemiec. Najpierw jeszcze przed dogrywką wyszli na prowadzenie, które stracili wskutek kuriozalnego błędu, zakończonego punktami Geoffreya Groselle’a, ale w dodatkowych pięciu minutach byli lepsi, rozegrali piłkę do swojego strzelca, a Justinian Jessup trafił za trzy, czym zamknął mecz.
W obozie Trefla złość i podrażniona ambicja, bo wszyscy zgodnie stwierdzą, że można było inaczej. Kolejna szansa w następnym tygodniu we Włoszech z tamtejszym Trento. Gdy złość już opadnie, pozostanie szacunek dla własnej gry i sporo plusów, jak np. świetna postawa niegrającego wcześniej zbyt wiele Mikołaja Witlińskiego.