Tomasz Grzegorczyk już oficjalnie nie jest pracownikiem Arki Gdynia. Jej trenerem nie jest od ponad trzech tygodni, ale kontrakt przecież nadal obowiązywał. Obie strony szukały rozwiązania i je znalazły, a Grzegorczyk raz jeszcze został w Gdyni pożegnany.
O tym, że nie będzie dłużej pierwszym trenerem, wiadomo było od dawna. Był czas na to, żeby się na tę decyzję oburzyć, był czas na jej przetrawienie, zrozumienie i zaakceptowanie. Był też moment na piękne pożegnanie, bo choć Tomasz Grzegorczyk w Arce był zaledwie półtora roku, to zasłużył na co najmniej kilka ciepłych słów na koniec tej przygody.
KONTRAKT DALEJ OBOWIĄZYWAŁ
Arka już dawno temu poinformowała oficjalnie, że w grudniu stery przejmie Dawid Szwarga i tak też się stało. Ale kontrakt Grzegorczyka obowiązywał jeszcze przez półtora roku i choć nie był już pierwszym trenerem, to był dalej pracownikiem klubu. Rozstania chciała Arka, trzeba więc było znaleźć rozwiązanie, czy – by użyć piłkarskiego języka – porozumienie stron. Tak też się stało, drugiego dnia 2025 roku klub poinformował, że Tomasz Grzegorczyk oficjalnie z Arki odszedł.
Na brak ofert raczej narzekał nie będzie, ale też chyba trudno spodziewać się, by za dzień lub dwa rozpoczął nową pracę. Kluczowy będzie timing, bo Grzegorczyk jest teraz ewidentnie w bardzo dobrym momencie kariery, ale jedna decyzja może sprawić, że cały ten kapitał przepadnie. A kapitał jest spory, przypomnijmy: jesienią Arka pod jego wodzą rozegrała 14 spotkań, wygrała 11, jedno zremisowała, a dwa przegrała. Cóż to była za przygoda.
Tymoteusz Kobiela