Zabrakło charakteru, determinacji i głodu. Lechia Gdańsk choć grała w przewadze, pozwoliła Rakowowi w drugiej połowie uzyskać prowadzenie. Końcowy zryw to za mało, by wywieźć choćby punkt z Częstochowy, mimo że gdańszczanom sprzyjały w niedzielę okoliczności, jak forma Bobcka czy decyzje sędziowskie. Gospodarze wygrywają 2:1.
Mecz lepiej rozpoczął Raków, a aktywny i widoczny od początku był napastnik gospodarzy Lamine Diaby Fadiga. 24-letni Gwinejczyk mógł otworzyć wynik w 10 minucie, ale spudłował głową z najbliższej odległości po bardzo dobrym podaniu Jeana Carlosa. 20 minut później już się nie pomylił, a bardzo pomógł cały blok defensywny, z Alexem Paulsenem. Bramkarz Lechii tylko finalizował dzieło nieszczęścia, przy wyjściu przed pole karne poślizgnął się przed Fadigą i napastnik Rakowa mógł spokojnie dołożyć nogę do pustej bramki. Wcześniej zbyt wysoko byli ustawieni obrońcy Bujar Planna i Matus Vojtko.
SZYBKA ODPOWIEDŹ
Radość Rakowa nie trwała długo, Lechia odpowiedziała błyskawicznie, a w roli głównej znowu był duet Mena – Bobcek, pierwszy ściągnął na siebie uwagę obrońców, drugi zabrał się z piłką, a potem wykończył pod poprzeczkę jak rasowy snajper. W 37 minucie sędzia podjął dyskusyjną decyzję, pokazując drugą żółtą kartkę Karolowi Struskiemu za faul na Camilo Menie. Defensywny pomocnik Rakowa wpadł na Kolumbijczyka, ale faul wydawał się miękki, na pewno wielu sędziów takie starcie potraktowałoby łagodniej – Piotr Rzucidło postanowił jednak odesłać Struskiego do szatni.
POŁOWA PRAWDY
Drugie 45 minut powinno być pokazem dominacji, wykorzystania gry w przewadze, mądrości w wykorzystywaniu szans i wymęczaniu osłabionego rywala. Nic z tych rzeczy. Lechia zagrała apatycznie, bez pazura, w dodatku Raków wykorzystał to jak rasowy bokser. Fadiga znowu przypomniał o sobie w 60 minucie, gdy ładnie i nieprzyjemnie dla bramkarza uderzał z dystansu, ale Paulsen tym razem się nie pomylił. W 79 minucie upór i determinacja Rakowa zostały nagrodzone. Na indywidualne wejście w pole karne zdecydował się Tomasz Pieńko, minął trzech sennych obrońców Lechii i strzelił potężnie, piłka po obiciu poprzeczki wpadła do bramki.
Lechia chciała odpowiedzieć równie szybko jak w pierwszej połowie – Bobcek bardzo dobrze zabrał się z piłką w pole karne, ale w świetnie przy jego strzale interweniował Oliwier Zych. W końcówce jeszcze bardzo bliski szczęścia był Rifet Kapić, ale piłka po jego strzale minimalnie minęła bramkę Zycha.
BILANS ZYSKÓW I STRAT
Na plus dla Lechii szybkie podniesienie się po stracie bramki i znowu świetna współpraca na linii Mena – Bobcek. Słowak po słabszych występach, znowu zalicza serię, na razie dwóch goli z rzędu w dwóch meczach, co daje mu łącznie 7 trafień w Ekstraklasie. Ale to by było na tyle jeśli chodzi o plusy.
Minusów było znacznie więcej. Gra w przewadze, której zupełnie nie było widać. To Raków w osłabieniu prowadził grę, miał dwie groźne sytuacje, zresztą jedną po niefortunnej interwencji Rifeta Kapicia we własnym polu karnym, szczęśliwie wybronionej przez Paulsena. Lechia zmarnowała też bardzo dogodną kontrę – Mena wypuścił za daleko piłkę i zbyt długo zastanawiał się nad rozwiązaniem i ostatecznie piłkę zabrał mu Racovitan. Bardzo mało wniosły zmiany, które wcześniej przynosiły zwycięstwa. Z Pogonią chwilę po wejściu gola zdobył Sezonienko, z Arką odblokował się Kurminowski. Teraz zarówno Kurminowski, jak i Wjunnyk nie dali impulsu, nie wpłynęli na jakość gry.
Raków Częstochowa – Lechia Gdańsk 2:1 (1:1)
Bramki: 1:0 Lamine Diaby-Fadiga (30), 1:1 Tomas Bobcek (33), 2:1 Tomasz Pieńko (78).
Żółta kartka – Raków Częstochowa: Karol Struski. Lechia Gdańsk: Tomasz Neugebauer, Bujar Pllana, Matus Vojtko. Czerwona kartka za drugą żółtą – Raków Częstochowa: Karol Struski (37).
Sędzia: Piotr Rzucidło (Warszawa). Widzów: 5 500.
Paweł Kątnik/puch





