Koszykarze Energa Czarnych Słupsk przegrali czwarty mecz z rzędu. Po tym, jak w ubiegłym tygodniu ponieśli wysoką porażkę, tym razem równie wyraźnie ulegli na wyjeździe WKS Śląskowi Wrocław 87-64.
Kibiców powinny martwić zarówno styl, w jakim Czarni przegrywają ostatnie spotkania, jak i rozmiary porażki. Słupszczanie przegrywali już w pierwszej kwarcie 28-9, długo nie mogąc trafić do kosza. Jakakolwiek zdobycz punktowa była zasługą głównie Szymona Tomczaka. Dopiero w połowie drugiej kwarty Czarni odrobili trochę straty, redukując różnicę do 12 punktów, ale za chwilę ponownie przegrywali różnicą około 20 punktów.
– Źle zagraliśmy pierwsze 15 minut meczu. Potem udało się trochę poprawić wynik, ale trzecia kwarta nie zaczęła się tak, jak chcieliśmy – mówił po spotkaniu na konferencji prasowej Szymon Tomczak.
Aigars Skele wprawdzie zanotował w całym spotkaniu sześć asyst, ale nie trafił żadnego z dziewięciu rzutów z gry. Zero punktów to dorobek kapitana Czarnych, który spędził na parkiecie prawie 26 minut. Również zero zdobył pozyskany niedawno Belg Tim Lambrecht, który pojawiał się w spotkaniu w kilku fragmentach, ale jego dokonania na boisku przez osiem minut można porównać do gry młodego Jana Pluty. Około dwóch minut na parkiecie bez punktów, ale z jedną zbiórką.
„MĘCZYLIŚMY SIĘ PRZEZ CAŁY MECZ”
– Śląsk był bardziej fizyczny od nas, widać to po wyniku zbiórek (42-27). Nie mogliśmy znaleźć łatwych sposobów na zdobywanie punktów, męczyliśmy się przez cały mecz, czasem mieliśmy serię punktową, ale to za mało. Popełnialiśmy niewymuszone straty i to nas dziś zabiło -mówił po spotkaniu trener Roberts Stelmahers.
Energa Czarni Słupsk są w bardzo poważnych kłopotach. Nie wygrali meczu od czterech spotkań. Wyraźnie widać, że zespołowi brakuje dynamiki i fizyczności. Może to zwiastować kolejne zmiany w składzie.
Przemysław Woś/ua





