Zaczynasz biegać. Postaw sobie cel. Konkretny. Na przykład, że za miesiąc przebiegniesz trzy kilometry. Schudniesz dwa kilo, czy wystartujesz w biegu ulicznym. Cokolwiek. Coś co Ci pomoże przetrwać chwile, kiedy dopadną Cię wątpliwości. Ja za każdym razem tak robię i ciągle biegam, choć w ciągu kilku miesięcy mojej przygody zdążyłem zmagać się z dwoma kontuzjami i tyleż anginami. Jedna godzina, jedna minuta i jedna sekunda. To czas, w którym przebiegłem po raz pierwszy dziesięć kilometrów. Dokładnie pamiętam ten wieczór. Pamiętam radość, zmęczenie i satysfakcję. Nawet to, że były to pierwsze godziny mojego upragnionego urlopu. Nawet to, że spotkałem na ulicy dzieciaki i żonę, które przyjechały samochodem do domu. Pamiętam wiele szczegółów z tamtej chwili. I pewnie długo tak będzie. Osiągnąłem cel, który sobie postawiłem. Jeszcze nie zdążyłem się nacieszyć swoim bardzo prywatnym sukcesem, kiedy już wyznaczyłem nowy. Przebiec poniżej godziny. Później był start we wrześniowym Biegu Westerplatte i pierwszy oficjalny rekord: 52:18. I kontuzja. Musiałem sobie odpuścić start w październikowym Biegu Kociewskim. W listopadzie w Biegu Niepodległości w Gdyni wybiegałem 50 minut i 38 sekund. Z jednej strony radość, bo było lepiej, z drugiej te paskudne 38 sekund. Wystarczyło na każdym kilometrze z dziesięciu biec o 4 sekundy szybciej. Możliwości były, tym bardziej, że na mecie sił nie brakowało. Była i pozytywna strona tego medalu.
Dobrze przepracować zimę…
…i złamać pięćdziesiątkę. A dokładnie dziesięć kilometrów biegać poniżej 48 minut. Już pierwsza impreza wiosenna przyniosła oczekiwane efekty. Podczas Orlen Warszawa Maraton, w biegu na 10 km, cieszyłem się z 47 minut i 52 sekund. Radość była tym większa, że na trasie była ulica Tamka. Ciężki podbieg, na którym liczna grupa biegaczy amatorów wymiękła. A przyznał mi to Stanisław Lange, dyrektor ds. organizacji biegów tejże imprezy, a zarazem dyrektor Klubu Lekkoatletycznego Lechia Gdańsk. Za kilka dni start w Gdyni w Biegu Europejskim. Będę chciał złamać 47 minut. Czy się uda? Pobiegniemy, zobaczymy. W tym roku nie ograniczyłem się tylko do tego celu. Są i inne. Na przykład przebiec półmaraton poniżej dwóch godzin. Co jeszcze? Póki co, nie będę zapeszać. Warto jednak podkreślić, że cel dla każdego jest inny. Dla mnie, po przebiegnięciu prawie tysiąca kilometrów, zrobienie konkretnych czasów. Dla kogoś może być przebiegnięcie trzech, pięciu, a może dziesięciu kilometrów. Dla innej osoby w ogóle zacząć się ruszać. Odejść sprzed telewizora. Dla kolejnej schudnąć kilka kilogramów. I to jest w tym wszystkim najważniejsze. Cel, który sprawi, że będziemy czuć radość i satysfakcję. A ta jest gwarantowana, bo nic tak nas nie uskrzydla jak sukces, nawet jeśli ten będzie bardzo prywatny.
Marcin Dybuk