Jak wygląda codzienne życie zawodowego sportowca? Ile kosztuje wyjazd na igrzyska olimpijskie? Co trzeba poświęcić i jak trudno to wszystko zrobić? Jednym słowem: jak wygląda droga mistrza? Zaczęliśmy nowy cykl rozmów pod wspólnym tytułem „Droga mistrza”. Pierwszym naszym gościem był Cyprian Mrzygłód – oszczepnik, olimpijczyk z Tokio, mistrz Polski – a rozmawiali z nim Paweł Kątnik i Tymoteusz Kobiela.
Największym osiągnięciem Cypriana jest mistrzostwo Europy do lat 23 i pobity rekord: 84,97 metrów. – Jest to niewątpliwie jeden z moich najistotniejszych wyczynów, ale nie jedyny. Po drodze miałem też wiele innych, małych sukcesów, które na bieżąco motywowały mnie do wchodzenia na coraz wyższy poziom. W wieku 18 lat pobiłem rekord Polski juniorów młodszych: 700-gramowym oszczepem rzuciłem wtedy na odległość 81,5 metra. Uwierzyłem wtedy, że mogę wiele w tym sporcie osiągnąć i zacząłem sobie stawiać coraz wyżej poprzeczkę – mówił.
Skromny oszczepnik twierdzi, że nie może jeszcze nazywać się tytułowym „mistrzem” – Patrząc na wyniki, to jeszcze nie jest to, czego chcę. Jeśli chodzi o moje osiągnięcia w młodszych kategoriach wiekowych, to wtedy mogłem nazywać się mistrzem. Później pojawiła się kontuzja i od paru lat troszeczkę się z tym męczyłem, nagle uciekło dużo moich technicznych atutów, które zawsze wykorzystywałem. W oszczepie trzeba rzucać całym ciałem, ja niestety z powodu urazu mogłem rzucać tylko połową – tłumaczył.
Cyprian pochodzi z małej miejscowości w województwie łódzkim – z Domaniewic i od małego, zawsze był bardzo ruchliwym dzieckiem. – Praktycznie cały czas graliśmy w piłkę. Ciągłe gry, zabawy, mieszkaliśmy blisko lasu, więc wszędzie było pełno szyszek, kamieni – jednym słowem było czym rzucać. Zawsze byłem fanem skoków narciarskich, niestety u nas nie było żadnych skoczni, więc, żeby zimitować tor lotu skoczka, rzucałem trzciną. Z biegiem czasu zaczęła ona latać dalej i dalej. W podstawówce, za zachętą brata skakałem wzwyż, okazało się, że mają tam również zajęcia z rzutu oszczepem. Kiedy pierwszy raz miałem z nim styczność, wszyscy byli w ogromnym szoku, że tak daleko rzucam. Wtedy właśnie postanowiłem, że taka będzie moja droga – stwierdził.
Pierwszym trenerem Mrzygłóda był Mieczysław Szymajda i to on właśnie pokazał mu oszczep. – Był bardzo dobrym trenerem, szczególnie, jeśli chodzi o początki. Zawsze zachęcał do aktywności, pozwalał nam rozwijać się w tym, w czym byliśmy dobrzy. Jeśli robi się to, co się lubi i ma się odrobinę talentu, to kwestią czasu jest, kiedy ten poziom wystrzeli. Tak właśnie było ze mną – zaznaczył sportowiec.
Cyprian w 2013 roku zdobył trzecie miejsce na Mistrzostwach Polski w Radomiu. Wtedy właśnie postanowił, że oszczep definitywnie zostanie stałym elementem jego życia. – Po Mistrzostwach dostałem propozycję od trenera Leszka Walczaka. Chciał, żebym przeniósł się do Gdańska i trenował pod jego skrzydłami. Na początku byłem sceptycznie nastawiony, ale koniec końców – zgodziłem się – mówił.
Po przeprowadzce do Gdańska moment zwątpienia nastąpił dość szybko. – Przyjechałem około dwa miesiące po rozpoczęciu roku szkolnego. Wszyscy już się znali, ja akurat zamieszkałem w akademiku. W sumie po tygodniu już chciałem wracać. Było ciężko, wszystko było nowe, życie w internacie było znacznie inne niż w domu, z rodziną. Nie mogłem się tam odnaleźć. W swojej miejscowości miałem wielu kolegów, nagle wszystko to trzeba było rzucić w kąt. Jak też wcześniej mówiłem, pochodzę ze wsi, dla takiego chłopaka życie w mieście to zupełnie inna bajka. Wielkie galerie handlowe, ogromna ilość sklepów w jednym miejscu. Jeżdżenie autobusem z internatu do szkoły, profesjonalne treningi o ustalonej godzinie – opowiadał.
Partnerem akcji jest Polski Koncern Naftowy Orlen.
Katarzyna Hirsz/MarWer/aKa