Umarł, ale żyje. W Radiu Gdańsk nieprawdopodobna historia Eugeniusza Borkowskiego z Podola koło Słupska. Sąd rejonowy właśnie unieważnił akt zgonu mężczyzny.
Kilka miesięcy temu rodzina rozpoznała w znalezionych zwłokach swojego krewnego. Eugeniusza Borkowskiego pochowano więc w rodzinnym grobie na cmentarzu we wsi. Na początku października „właściwy” Eugeniusz Borkowski wyszedł z zakładu zamkniętego w Lubuczewie koło Słupska, gdzie leczył się z uzależnienia od alkoholu. Rodzina o tym nie wiedziała.
– Po wyjściu z ośrodka spotkałem urzędniczkę z MOPR, która na mój widok zareagowała jakby zobaczyła ducha. Następnego dnia przyjechała po mnie policja. Pokazali mi zdjęcia, zdjęli odciski palców i okazało się, że w rodzinnym grobie leży jakiś obcy człowiek, a ja żyję, opowiada Eugeniusz Borkowski.
Sąd rejonowy w Słupsku na wniosek policji unieważnił wydany już akt zgonu mężczyzny. – Na sprawie w sądzie brat powiedział, że mu głupio i wyszedł. Z rodziną nie mam kontaktu, nie wiem czy mogę wrócić do domu, opowiada mężczyzna.
Eugeniusz Borkowski jest bezdomny. Mieszka w pustostanie na ulicy Wrocławskiej. Czasami odwiedza miejską ogrzewalnię przy ulicy Przemysłowej. Deklaruje, że do alkoholu już nie wróci, bo dostał od życia drugą szansę. Tymczasem policja wznowiła śledztwo w sprawie ciała pochowanego w rodzinnym grobie Borkowskich. Nie wiadomo, czyje zwłoki wtedy znaleziono.