Złe zarządzanie spółdzielnią, brak informacji i mobbing, to główne zarzuty stawiane prezesowi gdańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej Morena. Mieszkańcy się zbuntowali i chcą wyjaśnień. W poniedziałek próbowali dostać się na posiedzenie rady nadzorczej, ale nie zostali wpuszczeni. Wejścia do budynku broniła wynajęta firma ochroniarska. Na spotkaniu nie było też dwóch członków zarządu: Aleksander Nowaczek i Henryk Talaśka. Bez mieszkańców nie chcieli wejść na salę. To oni niedawno ujawnili nieprawidłowości w zarządzaniu spółdzielnią. Prezes próbował złożyć wnioski o ich odwołanie, ale się nie udało.
– Nawet nas nie poinformował o tym, że będzie posiedzenie Rady Nadzorczej, na której będzie próba odwołania, mówi Aleksander Nowaczek. Henryk Talaśka dodaje, że nie mogą zgodzić się na mobbing i obelżywe traktowanie pracowników oraz na brak współpracy ze strony prezesa i stawianie się ponad wszystkimi organami spółdzielni.
Mieszkańcy skarżą się, że prezes spółdzielni nie chce się z nimi spotkać, złożyć wyjaśnień czy nawet wysłuchać skarg. Chcieliby na przykład zapytać o podwyżki, które nie wiadomo z czego wynikają. Jedna z mieszkanek powiedziała, że nie uzyskano informacji dlaczego podniesiono czynsze. Ponadto w mieszkaniach założono nowe liczniki. W ciągu ośmiu miesięcy nadwyżka wody wyniosła aż 120 metrów sześciennych, za którą trzeba teraz płacić.
Członkowie spółdzielni mówią wprost: “Prezes zrobił sobie ze spółdzielni folwark, na którym jest panem i władcą. A to przecież mieszkańcy są właścicielami, a nie on”. Prezes spółdzielni nie spotkał się wczoraj z mieszkańcami. Czekamy na jego komentarz.