Koalicji PO-PSL, nie chce by dzieci miały dostęp do zbyt kalorycznego i tłustego jedzenia. Wszystko, co nie będzie spełniało ustalonych przez rząd norm, czyli na przykład chipsy i batoniki, znikną z półek. Reporter Radia Gdańsk odwiedził Szkołę Podstawową nr 8 w Sopocie. Jak powiedziała jej dyrektor Sylwia Łebkowska, ograniczenia się przydadzą, choć jej szkoła stara się radzić sobie sama z niezdrowym jedzeniem. – Po wprowadzeniu przepisów dzieci może będą się trochę krzywić, ale z drugiej strony w wielu szkołach już przyzwyczajono się, że w sklepiku w asortymencie dominuje zdrowe jedzenie, powiedziała dyrektor Łebkowska.
Do pomysłu nieco bardziej sceptycznie podchodzi pan Waldemar, prowadzący sklepik w sopockiej „ósemce”. – Pamiętam, jak ja chodziłem do szkoły i można było tam dostać wszystko i jakoś otruci nie opuszczaliśmy szkoły. Myślę, że większy nacisk powinien być położony na ruch, którego dzieci mają za mało niż na ich dietę. Tym bardziej, że u mnie dominują zdrowe produkty, powiedział właściciel sklepiku.
O zdanie na temat pomysłu rządu zapytaliśmy też uczniów Gimnazjum nr 19 w Gdańsku. Mieli bardzo różne opinie na ten temat. – Ja to cały czas jem zdrowe jedzenie z domu i rzadko chodzę do sklepiku. Wolę dłużej żyć, powiedział uczeń przegryzający akurat marchewkę. – Dla mnie takie zmiany nie przejdą. Nie to, żebym nie lubiła zdrowego jedzenia, ale po prostu czasem człowiek musi zjeść coś kalorycznego. Musi i już. Drożdżówkę, batona, cokolwiek, odpowiedziała inna uczennica.
Nowelizacja ustawy o bezpieczeństwie żywności ma duże szanse na wprowadzenie w życie, bo do lansującego ją PSL dołączyła wczoraj Platforma Obywatelska.