– Zeznałem tak, bo policjant powiedział, że moja siostra pójdzie do więzienia, przyznał jeden z głównych świadków w głośnej sprawie sprzed 20 lat. Na posesji w Rumi znaleziono ludzkie szczątki. Według biegłych 20 lat temu doszło do morderstwa. O sprawie nikt by się nie dowiedział, gdyby rodzina z Rumi w październiku 2012 roku nie zdecydowała się zrobić wykop pod szambo. Na głębokości dwóch metrów znaleziono kości oraz czaszkę. Według biegłych należą najprawdopodobniej do młodego mężczyzny. Śledczy ustalili, że ofiarą był Krzysztof M., który zaginął w październiku 1994 roku. Miał wtedy 20 lat.
Chłopak był związany z kobietą mieszkającą na posesji, na której znaleziono jego ciało. Morderstwa miał się dopuścić jej późniejszy konkubent Wojciech Z. Według prokuratury 17 października 1994 roku Krzysztof M. odwiedził byłą dziewczynę, która była matką jego dziecka. Chciał ją namówić do powrotu. Rozmowa szybko zmieniła się w kłótnię, na miejscu pojawił się Wojciech Z. Między mężczyznami doszło do bójki.
Według prokuratury Z. zadał kilkanaście ciosów w głowę i twarz, kiedy chłopak się przewrócił, zaczął kopać go po brzuchu. Gdy M. stracił przytomność, Z. miał zaciągnąć go do pomieszczenia gospodarczego i tam ostatecznie pozbawić życia. Wczesnym rankiem miał zakopać ciało. Oskarżonego obciążają zeznania byłej konkubiny, która po odkryciu znaleziska, zaczęła opowiadać o wydarzeniach z 1994 roku.
W środę przed gdańskim sądem zeznawał jeden z braci kobiety. Jego zeznania potwierdzają wersję siostry o bijatyce. Sam Z. zaprzeczył takiemu zajściu. W dniu morderstwa brat Wioletty miał 16 lat, w trakcie śledztwa powiedział policjantom, że pamięta dzień w którym doszło do bijatyki między dwoma mężczyznami. W środę wycofał się z wcześniejszych zeznań. – Zeznałem tak, bo policjant powiedział, że w przeciwnym razie siostra pójdzie do więzienia, mówił Jacek S. Mężczyzna nie potrafił powiedzieć jak nazywał się funkcjonariusz.
Bójkę widział również Adam S., który w czasie dramatycznych wydarzeń miał 8 lat. W środę nie stawił się w sądzie. Siostra Janina i brat Zbigniew zeznali, że nie pamiętają tego zdarzenia.
Wojciech Z., główny podejrzany, nie przyznaje się do winy. W czasie śledztwa został przebadany wariografem. Urządzenie wykazało, że oskarżony ukrywa wiedzę o przestępstwie. Mężczyzna przekonuje, że cała sprawa to „konfabulacje chorującej na chorobę alkoholową kobiety”, a śledztwo było prowadzone na jego niekorzyść. Kolejna rozprawa odbędzie się pod koniec listopada. Za zabójstwo grozi kara pozbawienia wolności nie krótsza niż osiem lat, kara 25 lat więzienia lub dożywocie.
Gazeta Wyborcza/oo