Mieli fałszować dokumenty i nieumyślnie narazić pacjentkę na utratę życia lub zdrowia – przed Sądem Okręgowym w Gdańsku rozpoczął się proces pięciu pracowników gdańskiego szpitala w głośnej sprawie Szwedki. Kobieta poddała się komercyjnemu zabiegowi powiększenia piersi. Operacja odbyła się w 2010 roku. 31-letnia wówczas Christina Hedlund zapadła w śpiączkę i do dziś jest w stanie wegetatywnym.

Proces miał ruszyć latem ubiegłego roku. Kilka razy odwoływano rozprawy, głównie ze względu na choroby sędziów i jednego z oskarżonych. Sąd po rozpoczęciu procesu zdecydował, że ze względu na szereg informacji objętych tajemnicą lekarską rozprawy będą się odbywały za zamkniętymi drzwiami. Informacje mogłyby bowiem zaszkodzić pokrzywdzonej oraz wpłynąć niekorzystnie na wizerunek szpitala. Jawne było tylko odczytanie aktu oskarżenia.

Prokuratura oskarżyła dwóch lekarzy, dwie pielęgniarki i byłego dyrektora Pomorskiego Centrum Traumatologii w Gdańsku o niewłaściwą opiekę oraz narażenie pacjentki na utratę życia lub duży uszczerbek na zdrowiu.

Prokurator Ewa Tramowska- Guzek powiedziała, że żaden z oskarżonych nie przyznał się do winy, poza jednym aspektem. – Jedna z oskarżonych przyznała, że zniszczyła dokumentację pielęgniarską. Fałszowanie dokumentacji jest zagrożone karą do pięciu lat więzienia. Wszystkie zarzuty są poważne, choć popełnione nieumyślnie.

Obrońcy oskarżonych utrzymują, że pacjenci komercyjni mieli w szpitalu właściwą opiekę. – Mojej klientce sąd nie zarzuca spowodowania uszczerbku na zdrowiu. Lekarka przyznała, że wypisała drugą kartę anestezjologiczną, bo ta pierwsza była napisana niechlujnie. Druga właściwie nie różni się od pierwszej. Doktor zmieniła jedynie jedną informację. W pierwszej karcie nie było napisane, że pacjentka się wybudziła. W nowej – te dane zostały uzupełnione. Ale to było zgodne z prawdą – powiedział mecenas Jacek Brożek, broniący lekarz anestezjolog.

– Pacjentka rzeczywiście po zabiegu się wybudziła, to potwierdzają wszyscy świadkowie. Zniszczona została natomiast karta opieki pielęgniarskiej i nikt nie wie, co na niej było napisane. Sąd musi ocenić kto jest temu winien. Dlaczego nie zauważono bezdechu u Szwedki i dlaczego aparatura nie dawała sygnałów bezdechu. Nad tą aparaturą powinien czuwać personel pielęgniarski. Lekarka nie powinna znaleźć się na ławie oskarżonych. Po zabiegu przekazała kobietę wykwalifikowanemu personelowi, a nie sprzątaczce. Pielęgniarki powinny wiedzieć, jak opiekować się pacjentem – podkreślił mecenas Brożek.

Również były dyrektor szpitala nie przyznaje się do żadnych zaniedbań. – Placówka miała pozwolenie na wykonywanie zabiegów komercyjnych i były wykonywane zgodnie z wszelkimi procedurami – wyjaśniła mecenas Anna Rutkowska-Gałędek.

Christina Hedlund jest nadal w stanie wegetatywnym. Prokuratura podczas śledztwa wykluczyła, że kobieta chorowała na padaczkę. Pojawiły się zarzuty, że nie ujawniła tego przed zabiegiem. – Miała ona kilka epizodów w dzieciństwie, ale potem się one nie powtórzyły – poinformowała prokurator Ewa Tramowska-Guzek.

Przed gdańskim sądem trwa jeszcze jedno postępowanie. Proces cywilny wytoczyła szpitalowi matka Christiny Hedlund. Domaga się sześciu milionów złotych odszkodowania i zadośćuczynienia. Na razie zasądzono poszkodowanej kobiecie rentę. Początkowo było to 12,5 tys. zł miesięcznie, sąd apelacyjny obniżył świadczenie do ok. 11 tys. zł.

O nieudanej operacji stało się głośno po emisji reportażu w szwedzkiej telewizji w listopadzie 2010 r. Narzeczony kobiety, który zapłacił za operację i towarzyszył jej podczas podróży do Gdańska, stwierdził, że opieka lekarska w Pomorskim Centrum Traumatologii była na niskim poziomie. Ruszyły kontrole. Służby wojewody pomorskiego i prokuratorzy ustalili, że szpital nie miał uprawnień do przeprowadzania tego typu operacji plastycznych, były one wykonywane na podstawie umów zawieranych ze firmą ze Szwecji.