Dwie osoby z prokuratorskimi zarzutami w sprawie katastrofy śmigłowca w Czystej koło Słupska. Mężczyźni mieli w maju ubiegłego roku umożliwić nielegalny lot oraz doprowadzić do rozbicia się śmigłowca z siedmioma osobami na pokładzie. Podejrzani to właściciel helikoptera rolnik Jan G. oraz pilot, były amerykański wojskowy Mark B. Prokuratura zarzuca właścicielowi helikoptera Janowi G., że pozwolił na odbycie lotu maszyną, która nie miała badań technicznych. – W rejestrze statków powietrznych śmigłowca nie było od 2002 roku. Choć sam Jan G. śmigłowca nie pilotował, to pośrednio zezwalając na lot przyczynił się do rozbicia się maszyny. Znał jego sytuację prawną i wiedział, że nie może latać takim statkiem powietrznym. Podejrzany nie przyznał się do winy, odmówił też składania wyjaśnień, mówi prokurator rejonowy w Słupsku Krzysztof Młynarczyk.
Drugi z podejrzanych Mark B. nie stawił się w prokuraturze. Nie postawiono mu jeszcze zarzutów. Śledczy nie chcą ujawnić o co będzie podejrzany. Nieoficjalnie wiadomo, że chodzi o spowodowanie katastrofy. – Dopóki nie przedstawimy zarzutów Markowi B. nie chciałbym się o nich wypowiadać. Mogę tylko powiedzieć, że przyczyną rozbicia się śmigłowca było jednoczesne wyłączenie się obu silników. Nie mogę ujawnić jak do tego doszło, bo to jest przedmiotem zarzutów wobec pilota. Jeśli Mark B. nie stawi się w prokuraturze to policja otrzyma polecenie doprowadzenia go do nas. Na razie musimy ustalić czy wie o wezwaniu i czy jest na terenie kraju, dodał prokurator Młynarczyk.
Śledczy powiedział, że nie potwierdziła się wersja zdarzeń zakładająca, że śmigłowiec pilotował rolnik Jan G. – Nie mamy na to dowodów.
Jak ustalił reporter Radia Gdańsk w zbiornikach śmigłowca było mało paliwa. Być może podczas lotu i manewrów paliwo przestało dopływać do silników i oba zgasły powodując upadek helikoptera. Pilot zdołał wyhamować siłę spadania maszyny stosując tak zwaną autorotację, czyli umożliwiając samoistny obrót śmigieł. Silniki śmigłowca zgasły na wysokości około dwustu metrów. Helikopter MI 2 spadł kilkadziesiąt metrów od domu w Czystej oraz boiska na którym bawiły się dzieci.
Wśród siedmiu osób, które były na pokładzie rozbitego helikoptera była dwójka dzieci. Tylko jedna osoba została ranna, 17-letni chłopak miał złamaną nogę. Pozostałym nic się nie stało. Podejrzanym grozi do 8 lat więzienia.