Jest trzymiesięczny areszt dla kierowcy, który w Gdańsku zabił rowerzystkę. Tak zdecydował wieczorem Sąd Rejonowy Gdańsk-Północ. Wcześniej Artur W. usłyszał zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Mężczyzna bez prawa jazdy i pod wpływem narkotyków kierował w sobotnie popołudnie sportowym nissanem. W poniedziałek został przesłuchany w prokuraturze. Grozi mu do 8 lat więzienia.Artur W., pseudonim Wolv jest dobrze znany w środowisku przestępczym. Zdaniem prokuratury utrzymywał się z handlu narkotykami i wymuszeń rozbójniczych. Był trzykrotnie karany, między innymi został skazany na 15 miesięcy pobytu w Zakładzie Karnym za zniszczenie mienia i groźby. – Skazanemu udzielono przerwy w odbywaniu kary w związku z koniecznością podjęcia specjalistycznego leczenia – tłumaczył Tomasz Adamski z Sądu Okręgowego w Gdańsku.
W sobotę mężczyzna wsiadł za kierownicę pożyczonego, sportowego nissana, mimo że nigdy nie miał prawa jazdy. Na Grunwaldzkiej staranował auto, które jechało w tym samym kierunku. To wpadło na ścieżkę rowerową i potrąciło troje rowerzystów. Jedna z kobiet zmarła w szpitalu. Artur W., w prokuraturze nie przyznał się do zarzutu. Wyjaśnił, że nie pamięta wypadku. Śledczy czekają na wyniki badań jego krwi, ale już wiedzą, że w ślinie mężczyzny stwierdzono obecność kokainy. Prokuratura złożyła w sądzie wniosek o tymczasowe aresztowanie mężczyzny. Grozi mu do 8 lat więzienia.
W dniu wypadku mężczyźnie kończyła się przerwa w odbywaniu kary. – W związku z tym, że koniec tej przerwy przypadł w sobotę, mężczyzna ten w poniedziałek powinien był zgłosić się do odbycia reszty kary. On składał kolejne wnioski o odroczenia tej kary, ale sąd do tego wniosku się nie przychylił – ujawnił sędzia Adamski.
Jak ustalił reporter Radia Gdańsk, Artur W. często zmieniał samochody, ale żaden z nich nie był jego. Zazwyczaj przywłaszczał je lub pożyczał. W 2010 roku uczestniczył w kolizji. Wówczas pobił kierowcę samochodu, z którym się zderzył. We wrześniu 2014 roku mężczyzna znów został skazany, tym razem na 10 lat. Obrońca Artura W., złożył jednak apelację.