Dzwonią do potencjalnej ofiary, podają się za współpracowników Orange i mówią, że mają nową, korzystniejszą ofertę. Następnie do drzwi z umową puka kurier, który naciska na szybkie podpisanie dokumentu. Schemat prosty, ale skuteczny. Tak działa firma telekomunikacyjna, która naciąga najczęściej nieświadome osoby starsze.
Jedną z ostatnich ofiar firmy telekomunikacyjnej jest 86-letnia, schorowana Danuta Śnieg informuje Dziennik Bałtycki. Do jej drzwi zapukał mężczyzna, który twierdził, że jest przedstawicielem firmy Orange. Mówił, że kobieta ma z operatorem podpisaną umowę na usługi telekomunikacyjne i zapewnił, że ma dla niej nową, dużo korzystniejszą ofertę.
– Naciskał, abym ją jak najszybciej podpisała, bo się bardzo śpieszy. Pokazał mi palcem, gdzie mam złożyć parafki. Tu, tu i tu – powiedział. Był przekonujący, więc w końcu zgodziłam się umowę, w dobrej wierze, podpisać, powiedziała Dziennikowi Bałtyckiemu Danuta Śnieg.
Jak się okazało, 86-latka nie podpisała 2-letniej umowy z firmą Orange, tylko całkowicie inną firmą telekomunikacyjną. Oferta wcale nie była nowa i korzystniejsza. Teraz pani Danuta każdego miesiąca otrzymuje od firmy fakturę, na kwotę, która dla kobiety jest niebagatelna. Okres odstąpienia od umowy wynosił 10 dni, ale Danuta Śnieg nie zdołała go dotrzymać. Przyczyna jest prosta: 86-latka jest osobą niedowidzącą i nie mogła rozczytać mikroskopijnej czcionki na umowie.
Według szacunków na Pomorzu takie umowy mogło podpisać nawet kilkaset osób. Większość z nich płaci, bo nie widzi innego wyjścia z sytuacji.
– Doszły do nas informacje o takich praktykach tej firmy, jednak nie mamy z nią nic wspólnego. To jest nasza konkurencja, która wykorzystując to, iż w nazwie ma słowo „telekomunikacja” kojarzące się z naszą firmą, celowo wprowadza ludzi w błąd, powiedziała w rozmowie z Dziennikiem Bałtyckim Maria Piechocka, regionalny rzecznik Orange Polska.
Danuta Śnieg zasięgnęła opinii miejskiego rzecznika konsumentów w Gdyni, zawiadomiła również prokuraturę. Śledczy odmówili jednak wszczęcia dochodzenia, bo ich zdaniem działania nie zawierało znamion czynu zabronionego. 86-latka trafiła do gdyńskiej delegatury Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Na prośbę poszkodowanej urzędnicy podjęli interwencje, a następnie działania mediacyjne. Jak się okazało nieskuteczne. Firma nie chciała przystąpić do mediacji i anulowania opłaty prawie 500-złotowej za zerwanie umowy terminowej.
Dziennikarzom Dziennika Bałtyckiego mimo wielu prób nie udało się skontaktować z przedstawicielami firmy telekomunikacyjnej.
Dziennik Bałtycki/mmt