Trzysta pięćdziesiąt pielęgniarek z Pomorza wyruszyło autokarami do Warszawy. Przed Sejmem i kancelarią premiera odbędzie się strajk generalny. Ma pojawić się na nim nawet 10 tysięcy osób.
Pielęgniarki nie zgadzają się na ofertę Ministerstwa Zdrowia, które zaproponowało podwyżkę w wysokości 300 złotych brutto, co oznacza 174 złote na rękę. Chcą podwyżki półtora tysiąca w ciągu trzech lat. – Zarobki są żałosne. Dostając niewiele ponad dwa tysiące złotych, musimy pracować na dwa etaty, żeby utrzymać rodzinę. Wiele z nas po nocnym dyżurze idzie do drugiej pracy. Jest nas mało, jesteśmy zmęczone i zdenerwowane. Za sześć lat w Polsce nie będzie w ogóle pielęgniarek. Gdybyśmy nie pracowały na półtora etatu, to połowa szpitali w kraju byłaby zamknięta, mówią pielęgniarki.
Narzekają także na warunki pracy. Przekonują, że czasem na sześćdziesięciu pacjentów na oddziale są jedynie dwie pielęgniarki. – To są pacjenci leżący, których trzeba podnieść, umyć, przebrać. To ciężka praca. Nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć podstawowych potrzeb chorego. A do tego średnia wieku pielęgniarek to 45 lat. Młode panie po studiach wyjeżdżają za granicę. Nie poddamy się. Nie chcemy już pracować po czterysta godzin w miesiącu, by móc godnie żyć.
Pielęgniarki przypominają także, że nie chcą pracować do 67 roku życia. Uważają, że nie dadzą sobie rady i może to być niebezpieczne dla pacjentów. – Chciałabym w wieku 66 lat odejść z mojej obecnej pracy i na rok przed emeryturą pójść opiekować się ministrami. Ciekawe czy życzyliby sobie usług takiej pielęgniarki. Będę gorzej widziała, słyszała, będą mi się ręce trzęsły. Będzie dobrze, jak nie pomylę placówki. W tej pracy potrzeba pełnej koncentracji, żeby się nie pomylić. W wieku 50 lat wysiadają nam plecy. Jesteśmy przerażone i coraz bardziej zniechęcone.
Pielęgniarki chcą pokazać, że są zdeterminowane. – Osiem lat rozmów nie dało efektów. Ciągle nam mówią, że nie ma pieniędzy. Propozycja rządu podwyżki o złotówkę za godzinę jest nie do przyjęcia, mówi Anna Wonaszek, przewodnicząca Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych w Gdańsku. – Wierzę, że pacjenci nas zrozumieją. Proszę rozejrzeć się w szpitalu i zobaczyć, ile jest pielęgniarek na dyżurze. Nam też niezręcznie jest mówić do chorych „Proszę zaczekać na zastrzyk przeciwbólowy, bo jest jeszcze siedem osób w kolejce”. Nikt z rządzących nam nie chce uwierzyć, że za kilka lat nie będzie miał kto opiekować się chorymi. Stwórzcie nam takie warunki, byśmy mogły godnie wykonywać tę pracę. Jedziemy do Warszawy nie tylko w swoim imieniu, ale także w imieniu pacjentów.
Jeśli protest w Warszawie nie przyniesie efektu, pielęgniarki zapowiadają strajki w szpitalach. – Kończymy spory zbiorowe właściwie we wszystkich placówkach. Potem odbędą się referenda strajkowe. Takie referendum zakończyło się w Starogardzie Gdańskim. Pracownicy poparli strajk, mówi Ilona Kwiatkowska-Falkowska, rzecznik Komitetu Obrony Pielęgniarek i Położnych.
Na Pomorzu prawo do wykonywania zawodu wydawane jest co roku 70 osobom. Natomiast dwieście osób rocznie odchodzi na emeryturę, a dokumenty umożliwiające wyjazd za granicę dostaje sto pielęgniarek. Na Pomorzu średnio zarabiają dwa i pół tysiąca złotych brutto. W innych krajach – trzy, cztery razy więcej.
Do Warszawy pojechały pielęgniarki z Trójmiasta, Wejherowa, Kościerzyny, Słupska, Starogardu Gdańskiego i Prabut. Manifestacja rozpocznie się przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów. O 11:00 pielęgniarki złożą tam swoje stanowisko w sprawie podwyżek, później przejdą przed budynek Sejmu.
Joanna Stankiewicz