Setka policjantów szukała go tydzień. Po wskazaniu jasnowidza rodzina znalazła w kilka godzin. Makabryczna historia z Bytowa. Mąż prawdopodobnie zabił żonę i uciekł z domu. Policja przeszukała okolicę, ale znalazła jedynie samochód mężczyzny. Po tygodniu bezskutecznych poszukiwań rodzina poprosiła o pomoc jasnowidza z Człuchowa. Krzysztof Jackowski narysował mapkę i dokładnie wskazał miejsce, w którym mężczyzna popełnił samobójstwo.
– Ja to widziałem tak. Wrócił do miejsca, które dobrze znał. Z dzieciństwa, młodości. Tam były jakieś ruiny, jakby młyn nad rzeką, a wcześniej wieś. Ale on te wieś ominął, jakby się wstydził tego, co zrobił. Coś mówił do siebie nad tą rzeką, jakby się tłumaczył. Narysowałem dalej mały zagajnik i lasek. Trzeba pójść dalej może sto, sto dwadzieścia metrów i on tam będzie wisiał, tam się powiesił, tak swoją wizję opowiada jasnowidz.
Po historii z Bytowa Krzysztof Jackowski dostał SMS z podziękowaniem za pomoc. – Przepraszam, że nie napisałam od razu, ale mąż z braćmi odnalazł ciało ojca w miejscu, które Pan wskazał. Bardzo dziękuję za pomoc. Emilia, cytuje SMS Krzysztof Jackowski.
Reporter Radia Gdańsk dzwoni do rodziny, która korzystała z pomocy jasnowidza. Kobieta potwierdza, że Jackowski im pomógł. Jak mówi, jest mu wdzięczna, bo rodzinę spotkała olbrzymia tragedia. Ojciec prawdopodobnie zabił matkę, a potem popełnił samobójstwo. Kobieta nie chce się wypowiadać, odpisuje jeszcze na SMS, że wraz z krewnymi podjęli decyzję o unikaniu rozmów z mediami.
Policja prowadzi dwa śledztwa. W sprawie zabójstwa 48-letniej kobiety oraz śmierci jej męża. – Rzeczywiście około stu osób szukało zaginionego mężczyzny. W okolicy Jutrzenki znaleźliśmy jego samochód, ale poszukiwania nie przyniosły rezultatów. Kilka dni później przyszła do nas osoba z rodziny, informując, że sami odnaleźli ciało ojca w lesie, mówi rzecznik bytowskiej policji Michał Gawroński.
Samochód zlokalizowano kilka dni przed odnalezieniem ciała mężczyzny. Tę wiadomość podały media i można była ją znaleźć w internecie. Jackowski mówi, że o sprawie słyszał, ale ogólnie, bez szczegółów. Nie interesował się nią, aż zgłosiła się do niego rodzina. Zostawiła pakunek z czapką i koszulą zaginionego ojca.
Jackowski wysłał im mapkę z narysowanym miejscem, w którym miało znajdować się ciało. Następnego dnia przyszedł SMS z podziękowaniem za pomoc.
Policja z Bytowa nie wypowiada się w sprawie jasnowidza. – To normalne, komentuje Jackowski. – Jako instytucja rzadko mi dziękują, ale szeregowi policjanci wiedzą swoje i dowodów wdzięczności nie brakuje. Jasnowidz nie jest w stanie wytłumaczyć sposobu, w jaki wskazuje miejsca zaginionych. Przyznaje, że jego zdolności są irracjonalne.
Ludziom pomaga od dwudziestu lat. Liczbę odnalezionych szacuje na siedemset osób. Na dowód pokazuje listy z podziękowaniami. Z ogromnego regału ściąga też kilka opasłych ksiąg. – To są prace magisterskie i dyplomowe, między innymi z kryminalistyki, o moim wkładzie w rozwiązywanie śledztw i tak dalej. To nie są prace z dziwnych uczelni. Jest Uniwersytet Warszawski i inne szkoły wyższe. Oczywiście można uznać, że to wszystko przypadek, ale wtedy mamy problem. Jak to jest, że akurat Jackowski ma taką skuteczność?
Jasnowidz wyciąga zdjęcie i list od rodziny. – Proszę, niech Pan to przeczyta, zobaczy zdjęcie i powie, co się z tym człowiekiem stało? Jackowski kładzie na stół kopertę. – Nie podejmuję się, bo nie mam pojęcia, odpowiada reporter Radia Gdańsk.
– Widzi Pan, to jest właśnie problem. Skoro coś działa, ale nie potrafimy tego wytłumaczyć, to mamy udawać, że to nie istnieje?, pyta Krzysztof Jackowski. – Ja unikam kontaktu z ludźmi, którzy szukają u mnie pomocy. Nigdy z nimi twarzą w twarz nie rozmawiam, wszystkie przesyłki przekazuje mi żona. Ja to oglądam, wącham i przekazuję, co widziałem. Wiem, że to dziwne, ale tak jest, dodaje.
Rozmowa z jasnowidzem z Człuchowa trwa ponad trzy godziny. Jackowski co chwilę rzuca rozmówcy zagadkę albo tezę i słucha opinii. Niemal nie siedzi, cały czas krąży po pokoju odpalając papierosa za papierosem.
– Wie Pan, ja w każdym mieście mam swojego trupa. Tak o nich mówię. Pytał Pan, dlaczego tyle mówię o śmierci. Ja mam ją niemal na co dzień. Czy to dla mnie problem? Nie, staram się to oswajać, bo nasze życie tu nie różni się od życia tego, który siedzi w celi śmierci. On też nie zna dokładnie daty i godziny, kiedy nas opuści, dodaje.
Krzysztof Jackowski lubi stare meble. Właśnie kupił łóżko, które idealnie pasuje do wystroju jego mieszkania w Człuchowie. Gdy opowiada jak kupił ostatnio wnuczce płaszcz, można by odnieść wrażenie, że jest zwykłym dziadkiem i przedsiębiorcą. Zresztą płaci podatki za usługi, które świadczy, ma w domu kasę fiskalną.
– Ja tak zarabiam na życie. Płacę ZUS i podatek dochodowy. Jestem jak dobry adwokat. Biorę sprawę, ale nie mogę zagwarantować, jak ona się skończy, tam jest sąd. U mnie wizja nie zawsze się sprawdza. Dlaczego ludzie do mnie przychodzą? W desperacji. Gdy wszyscy szukają i nic nie znajdują, to przychodzi taki moment, gdy ktoś sam siebie pyta „a może jasnowidz?”. Tak to sobie tłumaczę, ja pomagam ludziom w desperacji, mówi Jackowski, a jego żona Katarzyna podaje mu trzecią kawę.
– Pisali o mnie różne bzdury, nawet w szanowanych podobno gazetach. Jak to przeczytałem, to jednej z nich nie chciałbym nawet w toalecie. Nie wiem, ile Pan z tego powycina, ale ja staram się pomagać ludziom. Piszę co widziałem, rysuje mapkę i odsyłam. Można mi wierzyć lub nie, ale kto wytłumaczy racjonalnie moją skuteczność?, pyta Krzysztof Jackowski.
Przemysław Woś/mmt