Osiemdziesiąt procent sklepików szkolnych na Pomorzu zostało już zamkniętych, wynika z danych Konfederacji Pracodawców Lewiatan. To efekt wprowadzenia zakazu sprzedawania tak zwanego śmieciowego jedzenia. Ze szkół zniknęły drożdżówki, batony, słodkie napoje i kawa. W stołówkach nie można używać zbyt dużej ilości tłuszczu, soli i cukru.
W Gdańsku od 1 września zamknięto 26 sklepików, czyli ponad 40 proc. W VIII Liceum Ogólnokształcącym pani prowadząca od kilkunastu lat taki punkt po prostu zbankrutowała, przyznaje dyrektor szkoły Romuald Cichocki. – Sprzedawała kawę, herbatę, kanapki, drożdżówki, pizzę. Wpływy płynęły głównie ze sprzedaży słodkich napojów, batonów i ciastek.
KUPUJĄ POZA SZKOŁĄ
Cichocki dodaje, że szkoła nie jest w stanie zamknąć młodzieży w budynku. – Kupują więc takie produkty w sklepach. Nowe rozporządzenie na pewno ze względów zdrowotnych to dobra decyzja. Ale można było ją dopracować, uważa.
Brak sklepiku i śmieciowego jedzenia w szkołach to dla uczniów żaden problem. Na przerwach wychodzą do cukierni za rogiem i tam kupują drożdżówki czy pączki. – Damy zarobić właścicielom piekarni, zamiast pani sprzedającej w sklepiku. Co więcej w szkole można było kupić też owoce i kanapki, a teraz mamy do dyspozycji wyłącznie słodkie bułki. Nieczynny jest też automat z kawą i czekoladą. Nie można napić się niczego ciepłego. To my i nasi rodzice decydujemy, co będziemy jeść, a nie minister, mówią uczniowie liceów.
SPRZEDAWCY BANKRUTUJĄ
W Szkole Podstawowej nr 81 w Gdańsku były dwa sklepiki. Jeden sprzedawał wyłącznie wyroby cukiernicze i piekarnicze, musiał więc zakończyć działalność. Właścicielka drugiego – Maria Grabowiecka – dała sobie czas na podjęcie ostatecznej decyzji.
Przyznaje, że towar jest znacznie ograniczony. Dzieci mogą kupić soki, chrupki, ryż preparowany, ciasta zbożowe. – Mam też owoce i kanapki. Trudno jest nawet u producentów produkty, które spełniałyby wszystkie wymogi z ministerialnej tabelki. Ten sklepik to moje jedyne źródło dochodów. Muszę sprawdzić jak będzie funkcjonował na nowych zasadach. Liczę jednak, że minister zniesie niektóre ograniczenia i przepisy nie będą tak restrykcyjne, mówi.
DZIECI I RODZICE: ZA MAŁY WYBÓR
Dzieci z podstawówek chciałyby, żeby śmieciowe jedzenie wróciło do szkół. Choć jednocześnie same przyznają, że chipsy w szkole to nie jest dobry pomysł. – Okruszki i opakowania były porozrzucane po korytarzu. To nie wyglądało dobrze. A poza tym chipsy nie są zdrowe. Trzeba będzie się przyzwyczaić do tych nowych produktów. Da się żyć. Ciasta zbożowe są całkiem dobre, mówią uczniowie SP 81.
Rodzice uważają tymczasem, że asortyment powinien być urozmaicony. – Teraz te sklepiki są nudne. Dzieci nie mają co w nich kupić. Drożdżówki powinny zostać. Poza tym każdy rodzic decyduje, czy daje dziecku pieniądze na takie jedzenie, mówili reporterce Radia Gdańsk.
BĘDZIE ZMIANA?
W całej Polsce zamknięto nawet kilka tysięcy szkolnych sklepów. Minister edukacji zaapelowała do dyrektorów, by zgłaszali kuratoriom problemy w funkcjonowaniu sklepików i stołówek. Informacje takie wpłynęły od dyrektorów 280 szkół i przedszkoli z Pomorza. Na początku października Joanna Kluzik-Rostkowska wynegocjowała u ministra zdrowia powrót drożdżówek do szkół. Planuje jeszcze pertraktować w sprawie przywrócenia kawy.
O szkolnych sklepikach rozmawiać będziemy w porannym programie Radia Gdańsk w poniedziałek. Zapraszamy od godz. 6:00 w imieniu Magdy Szpiner.
Joanna Stankiewicz/mar