Wyprawa do miasta jest dla nich ryzykowna. Pensjonariusze sopockiego sanatorium Leśnik narzekają na fatalne dojście do osiedla Przylesie. Prowadząca przez las droga nie dość, że pełna nierówności, to jeszcze jest nieoświetlona.
– Spacer taką kilkusetmetrową ścieżką niebezpiecznie podnosi ciśnienie. A w sanatorium mieszkają osoby w wieku ponad 60 lat i nie rzadko poruszające się o lasce. Żadna z kilkunastu latarni nie działa. Słupy, niektóre obcięte nad ziemią, są obwiązane żółto-czarną taśmą – mówi pan Adam, który przyjechał do sanatorium z Kotliny Kłodzkiej.
SPACER TYLKO ZA RĘKĘ
Inny z pensjonariuszy, Benedykt spod Warszawy przyznaje, że podczas spaceru przez las musiał trzymać za rękę żonę i sąsiada. Zdjął też okulary, żeby ich nie potłuc i nie zgubić.
JAK NIE WIADOMO O CO CHODZI, TO CHODZI O PIENIĄDZE
– Teren należy do miasta, które wie o kłopocie – mówi Anna Dyksińska z sopockiego magistratu. Jak dodaje, latarnie są tak zdewastowane, że można je jedynie wymienić na nowe wraz z sieciami zasilania.
Miasto chce w tym miejscu zbudować ścieżkę rowerową i rekreacyjną. Inwestycja będzie jednak kosztowała osiemset tysięcy złotych, dlatego Sopot chce starać się o unijne dofinansowanie. Prace powinny zakończyć się za rok. Do tego czasu urzędnicy proponują korzystanie z autobusu kursującego do sanatorium. Problem jednak w tym, że w ciągu doby linia 244 ma jedynie siedem kursów.