Rozpoczął się proces byłego kierownika strefy płatnego parkowania w Gdyni. Tomasz Wojaczek jest oskarżony o pomoc w unikaniu płacenia mandatów za brak opłaty parkingowej. Nie przyznaje się do winy i obciąża urzędników z Gdyni.
Tomasz Wojaczek, który zgodził się na publikację danych i wizerunku, był kierownikiem strefy płatnego parkowania w Gdyni od maja 2009 roku. Pięć lat później, w czerwcu 2014 roku, został zatrzymany i trafił na 2 miesiące do aresztu.
PROKURATURA: STWORZYŁ LISTĘ POJAZDÓW MOGĄCYCH PARKOWAĆ ZA DARMO
Prokuratura oskarżyła go o wielokrotne przekroczenie uprawnień i działanie na szkodę miasta. Zdaniem prokurator Agnieszki Nickel- Rogowskiej, mężczyzna polecił podległemu pracownikowi stworzenie rejestru numerów rejestracyjnych pojazdów należących do 76 osób. Osoby te nie miały wykupionego abonamentu.
Na podstawie tego rejestru system informatyczny obsługujący strefę parkowania blokował możliwość wystawienia wezwania do zapłaty. Gdy dany pojazd był zablokowany w systemie, kontroler otrzymywał komunikat: „nie wystawiać wezwania do zapłaty”. Zdaniem prokuratury miasto straciło w latach 2010-2014 na nieopłaconych abonamentach ponad 527 tys. zł.
Na tym jednak nie koniec. Wojaczek jest oskarżony także o to, że bezpodstawnie anulował 336 osobom mandaty za nieuiszczenie opłaty parkingowej lub przekroczenie czasu parkowania. Każda z tych opłat powinna wynosić 50 zł. Miasto straciło na tym 16,8 tys. zł. Wojaczek w sądzie nie przyznał się do winy, choć potwierdził, że anulował mandaty za brak opłaty parkingowej oraz zlecił dopisanie do listy pojazdów „blokowanych” tych wskazanych przez siebie. W efekcie na ich właścicieli nie można było nakładać kar.
CO ZEZNAŁ WOJACZEK?
Oskarżony mężczyzna odmówił składania dodatkowych wyjaśnień. Sąd odczytał zatem jego wcześniejsze zeznania. Wynika z nich, że strefa płatnego parkowania miała zostać uruchomiona w październiku 2009 roku. Firma, która odpowiadała za jej organizację, zapowiedziała jednak, że może być gotowa już w sierpniu. Wojaczek tłumaczył, że „nie chciał wyjść na nieudacznika” i postarał się, aby również organizowane przez niego przy ul. Białostockiej biuro było gotowe w terminie.
To wiązało się z koniecznością przeprowadzenia różnego rodzaju prac adaptacyjnych czy pomocy w przeprowadzce. – Znajomi pomogli mi w wielu sprawach, dzięki czemu udało nam się przygotować biuro w terminie. Poczuwałem się do jakiejś gratyfikacji i osoby, które mi pomogły, podały numery rejestracyjne 7 samochodów, które grzecznościowo wpisałem do systemu – zeznał mężczyzna w toku śledztwa.
Były kierownik SPP przywołał też sytuację, w której próbował znaleźć przedsiębiorcę chętnego na wymianę szyb w oknach budynku. Zgłosił się tylko jeden, ale chciał za tę usługę więcej pieniędzy, niż instytucja przygotowała na ten cel. – Zaproponowałem, żeby obniżył nam cenę, a w zamian dopiszę dwa jego samochody do rejestru, tłumaczył Wojaczek.
Przyznał, że w sumie dopisał w ten sposób do rejestru około 15 numerów rejestracyjnych. Skąd więc podawana przez prokuraturę liczba 76 blokowanych aut? Zdaniem Wojaczka, kolejne numery rejestracyjne mogli dopisywać do tej listy także inni pracownicy. W zeznaniach stwierdził też, że cała sprawa jest rewanżem byłego pracownika prowadzonego przez niego biura, który został zwolniony m.in. w związku z bezprawnym wydaniem abonamentów na parkowanie.
NA LIŚCIE URZĘDNICY I … AUTO PROWADZONE PRZEZ WOLVA
Były kierownik obciążył też swoimi zeznaniami dyrektora Zarządu Dróg i Zieleni Romana Witowskiego. Jak twierdził, na jego prośbę dopisał do rejestru ludzi, którzy jego zdaniem w tym rejestrze znaleźć się nie powinni. Podobne prośby miał też składać sekretarz Urzędu Miasta w Gdyni Jerzy Zając. W efekcie zdaniem Wojaczka, na liście znaleźli się m.in. wysoko postawieni pracownicy urzędu skarbowego, naczelnicy z magistratu, komendant straży miejskiej, plastyk miejski, inspektor nadzoru budowlanego.
Na liście był także samochód, którym trójmiejski przestępca Artur W. ps. Wolv spowodował wypadek na al. Grunwaldzkiej w Gdańsku. Zginęła w nim rowerzystka, a Artur W. był pod wpływem narkotyków.
ANULOWANE MANDATY
Wojaczek odniósł się także do 336 anulowanych mandatów. Jak zapewnił, robił to tylko w uzasadnionych przypadkach. Za przykład podał sytuację, gdy ktoś nie wykupił mandatu, bo przywiózł kogoś do szpitala i potem udowodnił to na podstawie dokumentów. – Nigdy nie anulowałem mandatów bez przyczyny, czy też z powodu znajomości, twierdził Wojaczek.
Jego zeznania na temat pracowników podlegających urzędowi miasta skomentowała wiceprezydent Gdyni Katarzyna Gruszecka Spychała, która w sądzie występowała w roli oskarżyciela posiłkowego. – Nie jesteśmy na razie w stanie zweryfikować słów pana Wojaczka. Być może na kolejnych rozprawach pojawią się dowody, które je uwiarygodnią. Póki co są to jednak tylko jego zeznania. W tej sytuacji z jakimikolwiek rozstrzygnięciami poczekamy prawdopodobnie do końca procesu.
URZĄD SPRAWDZA KTO BYŁ NA LIŚCIE
Ważna jest jeszcze jedna kwestia: czy osoby wpisane na listę samochodów blokowanych znalazły się tam na swoją prośbę, czy też zrobiono to bez ich wiedzy. Wiceprezydent powiedziała, że rozmawiano m.in. z urzędnikami, którzy byli na liście i zaprzeczają jakoby prosili o jakieś przywileje. – W części przypadków to wiarygodne tłumaczenia, ponieważ mają abonamenty z tytułu zamieszkania w centrum Gdyni, mówiła Katarzyna Gruszecka-Spychała. Kolejna rozprawa odbędzie się 13 stycznia 2016 r.
Sylwester Pięta/mat