– Do każdego podchodzę z nową energią – mówi Marcelina Sędziak, autorka bloga Humans of Tricity. 18-latka z Gdyni codziennie wychodzi na ulice Trójmiasta i robi zdjęcia przypadkowym przechodniom, którzy opowiadają jej o najciekawszych wydarzeniach ze swojego życia. Marcelina Sędziak na co dzień uczy się w VI Liceum Ogólnokształcącym w Gdyni w klasie o profilu humanistycznym. Bloga Humans of Tricity założyła półtora roku temu. To trójmiejska odpowiedź na popularną stronę Humans of New York, prowadzoną od 2010 roku przez fotografa Brandona Stantona. W internecie Marcelina publikuje fotografie mieszkańców wraz z krótkimi opisami. Obecnie jej strona ma 16,5 tysiąca lajków na Facebooku.
Dominika Raszkiewicz: Jak to się stało, że zajęłaś się Humans of Tricity?
Marcelina Sędziak: Zawsze była we mnie chęć społecznego działania, aktywnie pracowałam w samorządach, robiłam zbiórki pieniężne. Chciałam zrealizować samodzielnie jakiś duży projekt. Kiedy odkryłam stronę Humans of New York, pomyślałam – to opcja dla mnie, bo łączy ludzi i fotografię, którą też bardzo lubiłam. Musiałam tylko załatwić formalności. Dowiedziałam się, jak pozyskać prawa autorskie osób, którzy mi pozują, kupiłam domenę. W końcu zebrałam się, by po raz pierwszy wyjść na ulicę.
Gdzie pojechałaś na pierwsze zdjęcia?
– To był dworzec w Gdyni. Uznałam, że tam zawsze jest dużo ludzi. A… były pustki. Moją uwagę przykuł starszy mężczyzna, który taszczył siatki. Zgodził się na zdjęcie, ale poprosił, by zrobić je szybko, bo spieszy się na Maraton Solidarności. Później okazało się, że jest bezdomnym z wyboru, a torby, które niósł to jego cały dobytek. To zachęciło mnie do dalszej pracy i zmieniło mój sposób postrzegania tego projektu. Poczułam, że liczy się to, co człowiek ma w sobie, a nie to co widać na zewnątrz.
W jaki sposób ludzie dowiedzieli się o Humans of Tricity?
– Przez pierwsze pół roku nikt nie zdawał sobie sprawy, że to ja tworzę tę stronę. Powiedziałam tylko rodzicom i dwóm najbliższych przyjaciołom. Blog stał się popularny głównie dzięki bohaterom zdjęć, którzy mówili swoim znajomym, a oni kolejnym i kolejnym.
Nie bałaś się krytyki w sieci?
– Wyszłam z założenia, że skoro to społeczny projekt i pokazuje prawdziwych ludzi, to odbiór nie będzie negatywny. Za dziesiątym czy piętnastym zdjęciem zaczęło się porównywanie mnie do amerykańskiego pierwowzoru. Kiedyś na Monciaku robiłam zdjęcie chłopakowi. Stojący obok jego koledzy zobaczyli w internecie moją stronę i zaczęli się śmiać, że mam tylko 30 lajków, a Brandon (twórca Humans of New York – przyp. red.) kilka milionów. Teraz nie ma już takich komentarzy, bo lajków jest o wiele więcej.
Czym kierujesz się, wyszukując ludzi na bloga?
– Wychodzę z założenia, że w każdym da się znaleźć coś, co może innych zachwycić i co warto pokazać. Wielu ludzi w pierwszych chwilach mówi mi, że nie jest zainteresowanych zdjęciem, bo nic ciekawego nie przeżyło. Na początku rozmawiamy o bardzo prozaicznych rzeczach, ale gdy dopytuję dłużej i dłużej, to po kwadransie okazuje się, że ten człowiek ma wyjątkową historię.
W jednym z wywiadów przyznałaś, że najprościej pracuje ci się z ludźmi z artystyczną duszą. Dlaczego?
– Powód jest prozaiczny. Oni rozumieją wizję zdjęcia – znają proporcje, perspektywę, wiedzą, jak mają się ustawić. Łatwiej nam się dogadać. A ja na zdjęciach chcę wyróżnić tego człowieka, a nie pokazać architekturę miast. Sama nigdy nie uczyłam się fotografii. Moje zdjęcia to efekt prób i błędów. Analizując je, dochodziłam do wniosku jak najlepiej pokazać człowieka. Staram się robić wszystko na wyczucie.
Jacyś bohaterowie, którzy szczególnie zapadli ci w pamięci?
– Ostatnio zaczepiłam starszą panią. Zwróciłam uwagę na jej neonowe kalosze i dlatego zagadnęłam. Opowiadała mi o przykrej sytuacji, którą miała przed chwilą w banku, o nieuprzejmym panu, który ją obsługiwał. Nagle między słowami wyszło na jaw, że uciekła swojemu mężowi sprzed ołtarza, później wyjechała, a następnie znów wzięli ślub. Nieprawdopodobne, jak z codziennych rzeczy przechodzimy do trudnych i osobistych historii.
Ci, których fotografujesz od razu wiedzą, że jesteś z Humans of Tricity?
– Mam taką zasadę, że najpierw proszę o zrobienie zdjęcia. Kiedy zaczęłabym tłumaczyć, że „mam takiego bloga, robię to i to”, to ludzie nie chcieliby mnie słuchać. Trochę tak jak z tymi, którzy na siłę wciskają ulotki. A ja od początku chcę zainteresować. Kiedy więc proszę o zdjęcie, czasami ludzie zgadzają się od razu, a czasami pytają po co mi ono, wypytują o bloga. Dopiero wtedy wyjaśniam.
Zdarza się, że odmawiają?
– Są tacy, którzy autoryzują fragmenty wypowiedzi, proszą, żebym nie pisała jakichś szczegółów. Bywa, że rozmawiam z kimś przed dłuższy czas, szczególnie starszymi osobami, a na końcu taki ktoś nie zgadza się na zdjęcie. Ale rozumiem tych ludzi i szanuję to.
Bywa, że jesteś dla nich psychologiem?
– Chyba tak. Wiem, że kiedy wysłucham osobę, ona poczuje się bezpieczniej i lepiej. Ludzie tego potrzebują. I tu nie chodzi tylko o osoby starsze, ale też w średnim wieku. W dzisiejszych czasach każdy skupia się na sobie. Staram się coś z tym zrobić i dlatego podczas wywiadu nie mówię zbyt wiele o sobie. Oczywiście łatwiej wczuć mi się w sytuację młodych ludzi. Jeśli chodzi o starszych, czuję, że nie mam kompetencji i doświadczenia, żeby im doradzać.
Bardzo przeżywasz historie swoich bohaterów? Zdarza ci się wrócić do domu i nie móc zasnąć?
– Każdą osobę dokładnie pamiętam i z każdej opowieści staram się wynieść coś dla siebie. Ale fakt, często jest tak, że po powrocie ze zdjęć długo rozmawiam z rodzicami o kimś, kogo spotkałam.
Rodzice są dla ciebie wsparciem?
– Tak, pomagają w wyborze zdjęć, czytają ich opisy – czy dobrze ujęłam to, co dany człowiek chciał mi przekazać. Ale przede wszystkim chodzi o wsparcie psychiczne. Dla mamy i taty ważne jest, że robię coś społecznego i mam pasję, której poświęcam całą siebie. Oczywiście jest warunek, że muszę się uczyć, ale z reguły sama się dyscyplinuję. Za dwa lata chcę iść na prawo.
Gdzie najczęściej można cię spotkać z aparatem?
– Nie chcę tego zdradzać, bo staram się unikać „wpraszania do zdjęć”. To by zaburzyło konwencję tej strony. Chodzi o to, że nie mają być to osoby wystylizowane, które wcześniej przygotowywały sobie swoje piękne przemówienia i bohaterskie historie. Człowiek ma być spotkany przypadkowo, zatrzymany w trakcie prawdziwego życia.
Zdarzyło się, że ktoś poprosił cię o zdjęcie, a nie ty go zaczepiłaś?
– Na ulicy jeszcze nie, ale w wiadomościach prywatnych jest to dość częste. Proszą o spotkania, wymyślają, że chcą złożyć życzenia urodzinowe koleżance na mojej stronie. Nigdy się na to nie zgadzam, bo nie o to w tym projekcie chodzi.
Często robisz zdjęcia?
– Nie mam konkretnego grafiku. Jeśli któregoś dnia zrobię trzy zdjęcia, to bardzo się cieszę, ale na kolejny dzień znów wyruszam w miasto. Z kolei na blogu trzymam się jednej zasady – wstawiam jedno zdjęcie dziennie.
W jakim kierunku zamierzasz rozwijać stronę? Marzy ci się wydanie książki, takiej jak ta z bohaterami Humans of New York? (książka z amerykańskim odpowiednikiem od niedawna dostępna jest w księgarniach – przyp. red.)
– Mam nadzieję, że to czytelnicy dadzą mi znać, w którą stronę powinnam się rozwijać. Jeśli podobają im się zdjęcia, może bardziej postawić na nie, niż na historie? A książka jest moim największym marzeniem. W tych Brandona podoba mi się wszystko – od zdjęć po szatę graficzną. W dalekiej przyszłości planuję też zrobienie ogólnopolskiego wydania Humans. Już w trójmiejskiej edycji pojawiają się przecież osoby z całego kraju.
Zastanawiałaś się kiedyś, o czym byś powiedziała, stojąc po drugiej stronie obiektywu, jako bohaterka Humans of Tricity?
– Nie wiem, czy w ogóle zgodziłabym się na zdjęcie. Chyba to zależy od osoby, która by mnie zaczepiła. Jeśli byłaby wiarygodna, to myślę, że tak. A powiedziałabym chyba o hejcie. Spotkałam się z takim zachowaniem już w czwartej klasie podstawówki. Chciałabym zwrócić uwagę ludzi na to, że każdy z nas jest wyjątkowy i zależy mi na zmianie podejścia do innych. Nie wiemy, co człowiek przeżył i co sprawiło, że znalazł się w tym miejscu, w którym jest. Trzeba o tym pamiętać.
Zdjęcia i wypowiedzi wykorzystane w tekście pochodzą z Facebooka Humans of Tricity.