Gorąca dyskusja nad przyszłością Bałtyku. Związek Rybaków Polskich: Trzeba wstrzymać połowy na co najmiej pięć lat

Całkowitego lub częściowego zamknięcia Bałtyku dla połowów chce Związek Rybaków Polskich. Organizacja ostrzega, że w morzu drastycznie spada liczba oraz kondycja dorszy, szprotów i śledzi. Jeśli nie wstrzymamy połowów Bałtykowi grozi katastrofa – mówi Jerzy Wysoczański ze Związku Rybaków Polskich.

Jak podkreśla rybak i jednocześnie doradca Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, dziś mamy duże kłopoty. – Jednostki wychodzą na cztery dni, a wracają z trzema skrzynkami dorszy. Najlepsze, choć trudne do zrealizowania, byłoby pięcioletnie zamknięcie morza, ale to jest bardzo radykalne i wielkie wyrzeczenie. Litwa i Łotwa także sygnalizują, że z Bałtykiem są problemy. Mamy świadomość, że problemem byłby los firm z branży morskiej, takich jak przetwórnie ryb – mówi Wysoczański.

PIĘĆ LAT TO ZA MAŁO?

– Pięć lat zakazu to za mało – mówi Augustyn Szczygielski, rybak z Kuźnicy. Jego zdaniem, by Bałtyk wrócił do stanu z lat 60., potrzeba co najmniej 10 lat. – Od Bałtyku należałoby odciąć potężne jednostki, nie małych rybaków – uważa.

ARCISZEWSKA-MIELEWCZYK: TRZEBA WSŁUCHAĆ SIĘ W GŁOS RYBAKÓW

Poseł Dorota Arciszewska – Mielewczyk z Komisji Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej uważa, że najważniejsze, jest to, że rybacy sami zauważają problemy. – Nie jest takie proste artykułowanie, że należy zamknąć Bałtyk i nic się nie dzieje. Trzeba naprawdę wsłuchać się w głos i argumenty rybaków. To po pierwsze dotyczy konkretnych gatunków ryb. W przypadku dorsza sieciowe połowy już są w wstrzymane, bo ryba jest tak mała, chuda i niedożywiona, że przechodzi przez oczka w sieci. Mówią o tym też badania Morskiego Instytutu Rybackiego. Problem dotyczy też śledzi i ryb pelagicznych. Trzeba być bardzo dokładnym w analizie – tłumaczy.

Posłanka Prawa i Sprawiedliwości podkreśla też swoje zastrzeżenia dla polityki Unii Europejskiej. Problemem są trzebiące Bałtyk niekontrolowane połowy paszowe. – Bez rozwiązań systemowych się nie da tego zrobić. To nasz wspólny interes, by wypracować odpowiednie metody i ochronić zasób ryb – podkreśla.

PLOCKE: INNE KRAJE SIĘ NA TO NIE ZGODZĄ

Kazimierz Plocke, były wiceminister rolnictwa z Platformy Obywatelskiej uważa natomiast, że zamknięcie morza jest nierealne, bo nie zgodzą się na nie inne kraje. – Trzeba się zastanowić, bo trzeba by dać rybakom rekompensaty na nieprowadzenie połowów. Z tego powodu jest to bardzo trudne. Program ograniczający połowy dorsza obowiązywał w latach 2009-2011. Zasoby w jakimś sensie się odradzały. Na dzisiaj takie wsparcie Unii Europejskiej jest nierealne – uważa polityk.

NAUKOWCY: ZAKAZY NIEWIELE DADZĄ

Naukowcy uważają tymczasem, że bałtyckie ryby ochronią nie zakazy, ale rozsądna polityka rybacka. Ekolog morza, profesor Jan Marcin Węsławski z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk w Sopocie podkreśla, że takie eksperymenty się nie sprawdzają. – Nie sądzę, byśmy uzyskali odbudowę stad ryb, jakiej oczekujemy. To może pójść w kierunku na przykład drobnych, nikomu niepotrzebnych rybek. To są rzeczy trudne do przewidzenia. Znacznie ważniejsze jest przestrzeganie zasad racjonalnego połowu, jakie dziś obowiązują – mówi.

Według naukowca jeśli polscy rybacy wstrzymaliby połowy w zamian za rekompensaty, rynek przejmą norwescy rybacy z Morza Barentsa, którzy szukają zbytu na swoje towary.

Jak mówi Jerzy Wysoczański, już podjęta została decyzja w sprawie zakazu trałowania w strefie sześciu mil od brzegu. Postuluje się też zamknięcie Głębi Bornholmskiej i zakazu połowów paszowych. Zmiany na Bałtyku miałyby wiązać się z rekompensatami dla rybaków. Decyzję w tej sprawie ma podjąć Komisja Europejska. Unijne badania w sprawie stanu bałtyckich ryb mają być znane w maju.

Sebastian Kwiatkowski/mar

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj