Ulicami Gdańska przeszedł Trójmiejski Marsz Równości. Było gorąco. Uczestnicy kontrmanifestacji starli się z policją.
Z obydwu stron padały hasła dotyczące rodziny. Część z nich można było zobaczyć na niesionych transparentach.
MARSZ RÓWNOŚCI KONTRA ANTYMARSZ
W sobotę w Gdańsku miało odbyć się 9 z zapowiadanych początkowo 15 manifestacji. Tak naprawdę zobaczyć można było dwie duże grupy – uczestników Trójmiejskiego Marszu Równości i tworzony przez ich przeciwników protest nazwany Antymarszem Równości. Obydwie strony skandowały hasła prorodzinne, chociaż każda z nich na swój sposób.
„STOP TĘCZOWEJ DYKTATURZE”
Z ust manifestantów związanych z ruchami prawicowymi można było usłyszeć: „chłopak i dziewczyna to normalna rodzina” czy znane z innych manifestacji „skacz, skacz, kto nie skacze jest…”. Na transparentach widniały hasła: „stop tęczowej dyktaturze”, „jeden błędny krok prowadzi do następnego” oraz „tacy chcą edukować twoje dzieci, powstrzymajmy ich”. Na banerze trzymanym przez sympatyków ONR-u współuczestniczących w proteście organizowanym przez tzw. Krucjatę Różańcową, można było przeczytać: „Maryja zwycięży”.
„NASZA RODZINA ŻĄDA DOBREJ ZMIANY”
Hasła środowisk LGBT zdawały się być odpowiedzią na hasła obrońców rodziny. Napisy na transparentach głosiły: „nasza rodzina żąda dobrej zmiany”, „małżeństwa dla wszystkich – z prawem do adopcji”, „jesteśmy rodziną”. Zdaniem organizatorów Marszu Równości była to próba odpowiedzi na oskarżanie środowisk LGBT o niszczenie wartości związanych z rodziną. „2/3 młodzieży LGBT rozważało samobójstwo” – przypominali manifestanci. Tłumacząc, że władza musi się troszczyć także o dzieci o innej orientacji seksualnej.
Puch