Aleksander Doba przerwał wyprawę kajakową przez Atlantyk. 69-letni Polak zamiast daleko na oceanie wylądował na plaży przy wyjściu z Zatoki Nowojorskiej. Organizatorzy ekspedycji twierdzą, że powodem przerwania wyprawy jest częściowe zalanie sprzętu elektronicznego.
WIATR I PRZECIWNY PRĄD
Aleksander Doba od początku ekspedycji miał kłopoty. Kajakarz rozpoczął swoją wyprawę o niewłaściwej godzinie przez co zmagał się nie tylko z wiatrem, ale i silnym przeciwnym prądem.
Pierwszego dnia przepłynął tylko kilka kilometrów i musiał przycumować kajak do wystającego z wody drewnianego słupa niedaleko wyspy Liberty Island na której stoi Statua Wolności. Po dwóch dniach udało mu się przepłynąć pod mostem Verrazano-Narrows do południowej części Zatoki Nowojorskiej, ale organizatorzy ekspedycji nie chcieli podać jego dokładnej lokalizacji. Mówili, że odpoczywa i czeka na zachodni wiatr. W czwartek wieczorem poinformowali, że w nocy z wtorku na środę Polak wypłynął na ocean ale został zniesiony przez wiatr na półwysep Sandy Hook. Tam przy plaży miało dojść do wypadku – dwukrotnego przewrócenia kajaka i zalania sprzętu elektronicznego.
Fot. Facebook.com/Aleksander Doba
KAJAK PRZEWRÓCIŁ SIĘ, DOBA POTURBOWANY
Według jednego z organizatorów ekspedycji Piotra Chmielińskiego podczas przewrotki kajaka Aleksander Doba został poturbowany. Podkreślił jednak, że na plaży Sandy Hook zastał go całego i zdrowego. Na przesłanych zdjęciach nie widać obrażeń Aleksandra Doby ani uszkodzeń kajaka.
Piotr Chmieliński poinformował, że przywiózł 69-letniego kajakarza do swego domu w Waszyngtonie i zapowiedział, że Aleksander Doba podejmie kolejną próbę przepłynięcia przez Atlantyk w przyszłym roku.
Fot. Facebook.com/Aleksander Doba