Tata na urlopie rodzicielskim. „Nawiązujcie więź, bo później możecie jej nie doświadczyć” [WYWIAD]

michalstaporek

Jedni reagują pukaniem się w czoło, inni – patrzą z podziwem. Niektórzy uważają to za swój obowiązek, a inni idą na ten urlop z czystej ciekawości. Czy urlop rodzicielski jest dla faceta? Czy warto go brać?

– Oczywiście, że tak – zapewnia Michał Stąporek, dziennikarz portalu trojmiasto.pl. Jest świeżo upieczonym tatą, który niedawno wrócił z takiego urlopu. W wywiadzie, jakiego udzielił naszej dziennikarce, opowiada o niesamowitej więzi rodzącej się między ojcem i dzieckiem oraz jak mały brzdąc sprawił, że tatuś zrzucił mimo woli parę kilo…

Maria Anuszkiewicz, Radio Gdańsk: Jak reagują ludzie na Pana spacerującego z wózkiem? Zdziwieni?

Michał Stąporek: Szedłem ulicą z synkiem i widziałem innych mężczyzn, którzy wędrowali ulicami z dziećmi, więc akurat wydaje mi się, że nie budziłem sensacji. Natomiast moja żona wielokrotnie mówiła, że po powrocie pytano ją „A gdzie teraz jest Stasiu?”. Ona odpowiadała „W domu z mężem”. „Jak to z mężem? Ale co, jest jakaś opiekunka, tak?”. „Nie nie, mąż jest sam”. „I co, daje radę?”. Najwyraźniej uznała, że dawałem. Jej szybszy powrót do pracy był postrzegany jako jakieś zaskoczenie. Ja przynajmniej nie spotkałem się z takim zdziwieniem.

– A jak było w pracy? Koledzy zaskoczeni?

– Dosyć wcześnie zgłosiłem szefostwu, że planuję taki urlop. Właściwie żona jeszcze nie urodziła i już powiedziałem, kiedy go chcę odbyć. Szefostwo się zgodziło bez większych problemów, chociaż mam wrażenie, że kiedy przyszedł start urlopu liczyli, że może żartowałem. Ale żadnych oporów z ich strony nie było. Wspierali mnie, nie mogę powiedzieć złego słowa.

– Jak wyglądało oswajanie się z dzieckiem? Dla faceta to chyba nie taka prosta sprawa…

– To nie było tak, że ja się wcześniej nie zajmowałem dzieckiem. Chociaż oczywiście moja żona spędzała z nim więcej czasu. Ale ja starałem się pomagać wszędzie tam, gdzie mogłem. Tego dnia, kiedy zostałem z synem sam, nie był to jakiś ogromny szok dla mnie. Wiadomo, że pojawiły się nowe obowiązki, ale nie było to coś wyjątkowego. Bardziej bałem się reakcji mojego synka. Jak on się zachowa kiedy odkryje, że w mieszkaniu nie ma mamy. Ale zaskoczył mnie pozytywnie i nie narzekał za bardzo.

– Nie było problemów? Łatwo uśpić takiego malucha?

– Oczywiście, że pojawiły się problemy. Usypianie to chyba największy z nich. Wydaje mi się, że kiedy Stasiu odkrył, że to nie mama go usypia, to chciał powalczyć o terytorium i poszerzyć swoje prawa. Buntował się. Przez parę dni mu się to udawało. Nie kładłem go w ogóle na drzemkę, bo płakał i nie chciał się do tego zmusić. Żona mi uświadomiła, że to ja dowodzę w domu i muszę go zmusić. I rzeczywiście udało mi się po 2-3 dniach. Na początku ulegałem, a potem wygrałem walkę (śmiech).

Fot. Archiwum rodzinne

– Jak wyglądała sytuacja z karmieniem? Wiadomo, że facet zawsze ma trudniej…

– Zacząłem opiekować się Stasiem, kiedy miał 9 miesięcy. Piersią karmić go nie mogłem, wiadomo. Nie dawaliśmy mu mleka z butelki. Jadł już bardziej stałe posiłki – tarte owoce i chlebek, w ciągu dnia przygotowywałem kaszę, a na koniec jadł zupę. Kiedy miał już 9 miesięcy, żona karmiła go piersią tylko rano i wieczorem, tuż przed snem.

– Urlop to był Pana pomysł? Czy może żony?

– Mój pomysł. Chociaż nie ukrywam, że zainspirował mnie przyjaciel, który poszedł na urlop rok wcześniej. Przejął swoją córeczkę na trzy miesiące. Stwierdziłem, że ja też mogę to zrobić, chciałem pomóc żonie. A potem się okazało, że te trzy miesiące pozwoliły mi na nawiązanie znacznie lepszej więzi z moim synem. Z każdym tygodniem tego urlopu zdawałem sobie sprawę, że to jest coś znacznie więcej. Że nie tylko pomagam żonie, ale też sobie.

– Jak wyglądał wasz wspólny dzień?

– Kiedy synek się budził, żona wstawała go nakarmić. Karmiła go i przebierała. Ja musiałem zwlec się z łóżka. Przyznam się, że nie lubię wstawać rano. Musiałem się zawlec do jego pokoju, gdzie kładłem się na macie obok Stasia. To był taki moment, że on jeszcze nie siadał. Leżał tylko na brzuchu bądź na plecach. Wtedy zaczynałem zabawę. Żona wychodziła do pracy. Żegnała się, my się dalej bawiliśmy. Kiedy nadciągał moment śniadania, jedliśmy posiłek koło godziny 9. Po 9 staraliśmy się iść na drzemkę. Z tej drzemki budził się mniej więcej po godzinie, więc była godzina, czy dwie na zabawę, aż do kaszki. Kaszka była około godziny 12. Po zjedzeniu kaszki wychodziliśmy na dwór na spacer. Staś wykorzystywał ten moment, żeby sobie wszystko odespać, spał sobie przez dwie godziny.

– A Pan spacerował…

– Ja byłem dosyć zmęczony, oczy na zapałkach i wędrowałem sobie po Wrzeszczu. Dzięki niemu znam chyba wszystkie trasy spacerowe. Zdałem sobie sprawę po paru tygodniach urlopu, że największym problemem jest nie zanudzić się na spacerze. Odpoczywałem od Stasia, który spał. Jednocześnie przemierzałem coraz więcej szlaków, bo nie chciałem chodzić ciągle w te same miejsca. Pokonywałem więc dosyć duże dystanse. To zresztą bardzo korzystnie wpłynęło na moje samopoczucie, bo koledzy mówią, że schudłem podczas urlopu, co na pewno było potrzebne (śmiech). To jest na pewno plus. Nieoczekiwany, ale plus. Wracaliśmy do domu mniej więcej na godzinę 15, kiedy jedliśmy obiad, czyli zupę. Po 16 wracała moja żona, która przejmowała dowodzenie. Była tak stęskniona za dzieckiem, że przejmowała Stasia, a ja wtedy mogłem troszeczkę odpocząć.

– Były trudniejsze momenty?

– Na szczęście mnie ominęły. Nie było takich sytuacji, kiedy nie wiedziałem, jak się zachować, albo musiałem wzywać pomoc. Natomiast jestem pełen uznania, szacunku i podziwu dla mojej żony, która wiele rzeczy była w stanie załatwić w ciągu dnia, podczas opieki nad Stasiem. Ja właściwie wyłącznie się nim opiekowałem. A moja żona w tym czasie robiła zakupy, załatwiała jakieś drobne sprawy urzędowe, przygotowywała posiłek kiedy ja, pan i władca, po pracy wracałem i mogłem się nasycić. Niestety, się ja tym samym nie rewanżowałem. Robiłem obiad dopiero po jej przyjściu, kiedy przechwytywała Stasia. Mam świadomość, że ona się znacznie lepiej wywiązywała z tych obowiązków.

– Mówi się, że to kobiety mają podzielną uwagę…

– Podobno, jak na mężczyznę i tak sobie radziłem. Bez wątpienia – panowie, nie docenicie swoich żon, jeśli sami się w to nie zaangażujecie, chociaż na parę tygodni. Polecam na pewno. Jeśli macie w pracy taką sytuację, że nie ma dużego ryzyka, to zróbcie to. Można wziąć urlop na dwa miesiące albo na jeden. Naprawdę warto. Nie tylko podziękujecie swojej żonie, ale też nawiążecie ze swoim dzieckiem więź, którą potem byłoby ciężko nawiązać.

– Dziękuję za rozmowę. 

Jest wiele form opieki ojcowskiej nad dzieckiem. Tatusiowie mogą skorzystać z:

– Urlopu ojcowskiego w wymiarze 2 tygodni. W 2016 r. wynosi on 14 dni kalendarzowych występujących bezpośrednio po sobie. Ojcowie mają prawo z niego skorzystać przez okres 24 miesięcy od dnia urodzenia się dziecka. Urlop ojcowski od tego roku roku będzie można podzielić na dwie części i skorzystać z nich w dowolnym momencie,

– Urlopu tacierzyńskiego w wymiarze 6 tygodni – wywodzi on się z Kodeksu pracy z urlopu macierzyńskiego, który trwa 20 tygodni, jednakże matka po wykorzystaniu ustawowych 14 tygodni może się zrzec i przekazać pozostałe 6 tygodni ojcu dziecka,

– Urlopu rodzicielskiego w wymiarze 32 tygodni, który przysługuje obojgu rodzicom dziecka i mogą z niego korzystać oboje naraz lub się nim podzielić,

– Urlopu wychowawczego w wymiarze 36 miesięcy, który jest udzielany udzielany aż do zakończenia roku kalendarzowego, w którym dziecko kończy sześć lat, można go podzielić na pięć części i może być wykorzystywany przez oboje rodziców.

Aby skorzystać z urlopu strony musi łączyć stosunek pracy zawarty w przepisach kodeksu pracy.

Konsultacja prawna: Mecenas Piotr Bartecki

Maria Anuszkiewicz/mat

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj