Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie śmierci polskiego marynarza na statku Corina w Danii oraz zatrucia tlenkiem węgla czterech kolejnych członków załogi.
Zdaniem śledczych ofiara przyczyniła się do tego wypadku, bo na własne ryzyko mężczyzna zszedł do wypełnionej czadem ładowani statku.
BEZPIECZEŃSTWO ZAŁOGI BYŁO ZANIEDBYWANE?
Jednak raport Państwowej Komisji Badania Wypadków Morskich wskazuje na zaniedbania w kwestii bezpieczeństwa załogi tej jednostki. Rodzina zmarłego marynarza zapowiada zaskarżenie decyzji o umorzeniu śledztwa oraz zawiadomienie o sprawie Ministra Sprawiedliwości.
– Mój tata był doświadczonym marynarzem, spędził na morzu czterdzieści lat. Nie ryzykował, bo to był jego ostatni rejs, a pierwszy dla tego armatora. Po tym rejsie za dwa dni miał zacząć emeryturę. Decyzja o umorzeniu śledztwa jest dla mnie niezrozumiała – mówi syn marynarza.
ZNALEZIONO NIEPRZYTOMNEGO MĘŻCZYZNĘ
Do wypadku doszło 28 kwietnia 2015 roku w porcie w Hanstholm w Danii. Statek przewoził pelet z Archangielska. Armatorem jednostki jest Żegluga Gdańska. W porcie w Danii trwał wyładunek peletu. Oficerowi statku zameldowano, że na kolacji o godzinie 17:30 nie stawił się jeden z członków załogi. Oficer znalazł Mirosława D. w magazynie sąsiadującym z ładownią statku. Mężczyzna był nieprzytomny. Oficer wezwał posiłki, na dół zbiegło trzech innych członków załogi by ratować kolegę, a kapitan statku wezwał przez radio służby ratunkowe.
Podczas akcji ratowniczej w magazynie oprócz marynarza zasłabł za chwilę bosman i starszy oficer. Wraz z nieprzytomnym Mirosławem D. wyniesiono ich na pokład. Dwie kolejne osoby będące pod pokładem zdołały wyjść o własnych siłach. Mirosław D. zmarł mimo prowadzonej reanimacji, bosman i oficer odzyskali przytomność na pokładzie.
UMORZONE ŚLEDZTWO
Prawie cztery godziny po zdarzeniu do magazynu zeszli w aparatach tlenowych duńscy strażacy i stwierdzili w pomieszczeniu wysokie stężenie tlenku węgla. Prokuratura rejonowa Gdańsk-Śródmieście umorzyła śledztwo w sprawie śmierci Mirosława D. oraz zatrucia czadem czterech innych osób. Śledczy uznali, że marynarz zszedł na dół sam, bez polecenia kogokolwiek z załogi oraz na własne ryzyko.
Choć nie ma wątpliwości, że zmarł w wyniku zatrucia dwutlenkiem węgla prokuratura uznała, że na pewno zabójcza substancja nie wydobywała się z przewożonego peletu. Na podstawie opinii biegłego z zakresu bhp i ergonomii ustalono, że pelet nie stwarza żadnych zagrożeń dla osób mających z nim kontakt.
– Do śmiertelnego wypadku przyczynił się sam Mirosław D., który sam wszedł do ładowni. Biegły zaznaczył, że trudno przyjąć, by ze składowanego peletu wydobywał się dwutlenek węgla. Dwutlenek węgla wydobywa się jedynie z palącego się drewna – to fragment uzasadnienia prokuratury o umorzeniu śledztwa.
Jednocześnie śledczy przyznają, że Mirosław D. zmarł w wyniku zatrucia czadem, a pozostali czterej marynarze również ucierpieli w wyniku jego działania, ale nie wyjaśniają skąd miałby się wydobywać skoro wykluczyli składowany w ładowni pelet.
TLENEK WĘGLA W ATMOSFERZE
Do zupełnie innych wniosków doszła Państwowa Komisja Badania Wypadków Morskich. Członkowie Komisji napisali w raporcie badającym wypadek wprost, że dwutlenek węgla wydobywał się ze składowanego peletu, a armator nie sprostał w pełni międzynarodowym wymogom dotyczącym bezpieczeństwa. Chodziło o szkolenie załogi, instrukcje oraz napisy ostrzegawcze przed ładownią.
„Przyczyną zatrucia się tlenkiem węgla przez cztery inne osoby, w tym trzech członków załogi statku Corina, była źle przygotowana i nieprawidłowo prowadzona przez nie akcja udzielania pomocy poszkodowanemu, w pomieszczeniu, w którego atmosferze znajdował się tlenek węgla. Czynnikiem, który przyczynił się do wysokiej koncentracji tlenku węgla w magazynku sztauerskim był brak wentylacji (zarówno naturalnej jak i mechanicznej) w tym pomieszczeniu.
Statek Corina był w chwili wypadku w dobrym stanie technicznym. Konstrukcja poprzecznej grodzi ładowni nr I na wręgu nr 147, w której wycięty był otwór o wymiarach 2100 mm x 1150 mm umożliwiający przejście z ładowni do magazynku sztauerskiego, była zgodna z przepisami towarzystwa klasyfikacyjnego, które sprawowało opiekę techniczną nad statkiem. Jednak zabezpieczenie otworu w grodzi jedynie za pomocą deseknie gwarantowało gazoszczelności i umożliwiło przenikanie tlenku węgla wydzielanego przez pelety drzewne z ładowni do magazynku sztauerskiego”.
NIE PRZYJĘTO WNIOSKÓW DOWODOWYCH
Komisja ustaliła, że ładownia była wypełniona peletem w 96 procentach, w związku z tym i rosnącą wilgotnością tlen szybko się redukował i był zastępowany dwutlenkiem węgla, co w efekcie doprowadziło do tragedii. Reprezentująca rodzinę zmarłego marynarza mecenas Beata Schwierzy podkreśla, że decyzja o umorzeniu śledztwa zostanie zaskarżona.
– Nie przyjmowano moich wniosków dowodowych w tej sprawie. Może, gdyby prokuratura zgodziła się z nimi zapoznać, podjęłaby inna decyzję – mówi.
Raport Państwowej Komisji Badania Wypadków Morskich powstał w kwietniu 2016 roku. Prokuratura umorzyła śledztwo 28 czerwca.
Przemysław Woś/amo