Sopot się starzeje i wymiera, młodzi uciekają. W 35 lat miasto może stracić nawet 1/3 mieszkańców

star1a

Mieszkańcy Sopotu zawsze godzili się na to, że ich miasto zostaje „wypożyczone” turystom w okresie wakacji. Coraz częściej narzekają jednak, że turystyka, główna gałąź gospodarki Sopotu, nieodwracalnie zmienia jego oblicze. Młodzi ludzie czują, że nie ma dla nich miejsca tam, gdzie spędzili dzieciństwo. – Chciałabym wrócić do Sopotu, ale mieszkania tam są bardzo drogie. Wiele moich koleżanek też wyprowadziło się z miasta. W kamienicy, w której mieszkają moi rodzice, nie ma już młodych ludzi – mówi pani Joanna, która wychowała się na ul. Bitwy pod Płowcami.

Pytani sopocianie wolą mieszkania po swoich rodzicach wynajmować letnikom lub sprzedają je, migrując do Gdyni lub Gdańska. Na naszych oczach zachodzą zmiany, które nie wszyscy chcą zaakceptować i które, być może, są nieuchronne.

GUS: W 2050 ROKU W SOPOCIE ZOSTANIE 25,5 TYS. OSÓB
 
Statystyki pokazują jednoznacznie, że Sopot się wyludnia. W 1995 roku mieszkało w nim 43 576 osób, w 2005 roku 40 075 osób, a w 2010 roku 38 858 osób. Tylko od czerwca 2015 r. do czerwca 2016 r. miasto straciło 368 mieszkańców.

– Istniejącą tendencję można zauważyć, patrząc na dane dotyczące ostatniej dekady. W roku 2015 liczba mieszkańców wynosiła nieco ponad 37 000 (37 166 osób – przyp. red.), w 2005 roku ok. 40 000. Odnotowany ubytek to ok. 7,1   proc. Prognozy demograficzne opracowywane przez Główny Urząd Statystyczny wskazują na to, że ubytek ludności będzie następował dalej. Do roku 2050 ubędzie ok. 1/3 liczby ludności w stosunku do stanu z roku 2015 – mówi Zbigniew Pietrzak, rzecznik prasowy GUS w Gdańsku.

W 2035 roku Sopot ma być zamieszkały przez 30 558 osób, w 2045 roku przez 27 171 osób, a w 2050 roku przez 25 571 osób. Przyczyny spadku są znane. Po pierwsze, więcej jest zgonów niż urodzeń. Ale istnieje jednak jeszcze jeden czynnik. Ten, o którym mówiła pani Joanna, czyli migracje.

MŁODZI ODCHODZĄ, STARZY UMIERAJĄ

– Sopot zawsze był drogi, jest i będzie. W Gdańsku czy w Gdyni można znaleźć mieszkania w cenie 5 czy nawet 4 tys. zł za metr kwadratowy. A w Sopocie nawet gdy ceny spadły, jest drogo. Oznacza to, że można znaleźć lokale w cenie 8 czy 7 tys. zł. Są to jednak duże mieszkania w starych kamienicach. Jeżeli mieszkanie 100-metrowe kosztuje nawet „tylko” 700 tys. zł, to i tak jest czymś nieosiągalnym dla ludzi młodych – mówi Katarzyna Burghard z Gdańskiej Galerii Nieruchomości.

Zdaniem pośredniczki w handlu nieruchomościami działającej na trójmiejskim rynku od 15 lat, w Sopocie nie ma już miejsc na nowe osiedla. Pozostają jedynie skrawki ziemi stanowiące łakome kąski dla deweloperów, którzy budują domy dla, jak się wyraziła, warszawskich elit lub obcokrajowców. Ceny mieszkań w nowo powstających budynkach zaczynają się od 14 tys. zł za metr kwadratowy. To zjawisko potwierdza też urząd miasta. Wszelkie inwestycje mieszkaniowe są tzw. inwestycjami plombowymi lub kameralnymi. Sopot jest miastem zamkniętym. Co z tego wynika?

Fot. Anna Kazinska-Olejniczak

INWESTYCJE DLA TYLKO DLA TURYSTÓW?

Małgorzata Tarasiewicz ze stowarzyszenia Mieszkańcy dla Sopotu rysuje pesymistyczny obraz miasta, w którym zostaną ludzie starzy, biernie konsumujący swoje dochody, a na miejsce młodych przyjdą osoby nieutożsamiające się ze społecznością, szukające szybkiego zysku lub traktujące Sopot jak ośrodek wypoczynkowy.

– Propozycją mająca zmienić ten trend byłoby znalezienie tańszych mieszkań dla młodych ludzi. Zamiast inwestować w drogie rozwiązania, które służą tylko turystom, takie jak marina za 71 mln zł czy hala widowiskowa, na którą Sopot składał się pół na pół z Gdańskiem, należałoby inwestować w poprawę jakości życia mieszkańców. Także w to, żeby młodzi mieszkańcy czuli, że jest to miasto, w którym warto mieszkać.

MIASTO BUDUJE MIESZKANIA KOMUNALNE

– Od 12 lat realizujemy program mieszkań komunalnych. Jako jedna z nielicznych gmin w Polsce budujemy nowe mieszkania komunalne przeznaczone głównie dla młodych rodzin. Oddaliśmy już niemal 200 mieszkań, a kolejnych 76 już się buduje. Z myślą o młodych rodzinach w roku 2016 uruchomiliśmy program mieszkań do samoremontu. To znaczy, że oddajemy duże mieszkania komunalne osobom, które chcą same je wyremontować – mówi Magdalena Czarzyńska-Jachim z Urzędu Miasta Sopotu.

Rzecznik UM Sopotu twierdzi, że zmniejszenie liczby mieszkańców ma swoje dobre strony. Jej zdaniem, niegdyś Sopot był przepełniony. Dziś już nikt nie chce mieszkać we wspólnych mieszkaniach czy dzielić się pokojami z rodzicami i dziadkami.
 
SOPOCIANIE TRACĄ, ZYSKUJĄ OBCE FIRMY

– Mieszkania komunalne nie są budowane w tempie, które obiecywały władze Sopotu w czasie kampanii wyborczych. Są to mieszkania na obrzeżach miasta, często ogrzewane elektrycznie, przez co drogie w utrzymaniu – odpowiada Małgorzata Tarasiewicz. Prezes stowarzyszenia Mieszkańcy dla Sopotu uważa, że władze miasta są krótkowzroczne w podejmowaniu decyzji, a zyski z turystyki czerpią nie mieszkańcy, ale ludzie niezameldowani w Sopocie i firmy, których siedziby znajdują się w innych miastach.

– Młodzi ludzie z Sopotu mogą, co najwyżej, sprzątać pokoje lub być kelnerami. Nie promuje się własnej działalność mieszkańców. Chodzi przecież o to, żeby to sopocianie zarabiali na turystyce. W przeciwny razie to nie ma sensu. Firmy płacą podatki poza Sopotem, młodzi z Sopotu uciekają. Stajemy się jak Atlantic City czy Złote piaski miejscem, w którym nie rozwija się lokalny biznes. Mieszkańcy na tym tracą.

star1Fot. Anna Kazinska-Olejniczak

MNIEJSZE WPŁYWY Z PODATKÓW?

Dochody miasta w 2016 roku miały wynieść 263 mln 32 tys. zł, a wydatki szacowano na 277 mln 820 tys. zł. Spadek wpływu z podatków PIT, związany z m.in. z wymeldowywaniem się ludzi z Sopotu, mógłby dodatkowo uderzyć w budżet miasta, który przewidywał deficyt wynoszący 14 mln 788 tys. zł. Urzędnicy uspokajają jednak, że dochody zarówno z podatku PIT, jak i podatku CIT rosną.

– Dochody z PIT w ciągu ostatnich 4 lat wzrosły o 20 mln zł. W 2015 roku z tytułu podatku CIT miasto pozyskało 4,8 mln zł, a w 2016 już 5,9 mln zł. Dochody z turystyki wynoszą niecałe 30 mln rocznie, ale dają nowe miejsca pracy – podkreśla Magdalena Czarzyńska-Jachim.

CHODZI O COŚ WIĘCEJ NIŻ PIENIĄDZE

Gentryfikacja to termin, którym w socjologii urbanistycznej określano rewitalizację centrów miast i towarzyszące temu zmiany. Obecnie używa się go, mówiąc o komercjalizacji dzielnic zdominowanych przez osoby o wyższym statusie materialnym. Jest to proces, który wywołuje napięcia społeczne. Droższe mieszkania, lokale usługowe nastawione na bogatą klientelę, w końcu także różnice w stylu życia sprawiają, że dotychczasowi mieszkańcy zaczynają się czuć ludźmi drugiej kategorii.

Może to boli tych, którzy w Sopocie pozostają, a jeszcze bardziej tych, którzy są z nim związani, a muszą z niego odejść. Samych procesów mających wpływ na spadek liczby ludności nie da się zatrzymać programami mieszkań komunalnych i Kartą Sopocką (uprawniającą do zniżek dla zameldowanych w Sopocie), dzięki której można m.in. za darmo wejść na molo.

Posłuchaj reportażu:

Puch

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj