Zleceniodawca podłożenia ognia usłyszał wyrok ośmiu miesięcy więzienia, podpalacz roku pozbawienia wolności. Chodzi o zdarzenie z kwietnia 2013 roku. Lokalny działacz Aleksander Jacek zgłosił w urzędzie miejskim, że biznesmen Andrzej O. bez zgłoszenia do użytkowania wynajmuje budynek. Kilka dni później pod domem podpalono Aleksandrowi Jackowi dwa samochody. Ogień podłożył recydywista Czesław M. na zlecenia Andrzeja O. W zamian biznesmen załatwił umorzenie długów w ratuszu matce Czesława M. Chodziło o 20 tysięcy złotych.
„JESTEM OFIARĄ”
Jednak prokuraturze nie udało się udowodnić, że urzędnicy brali udział w spisku. Tłumaczyli, że wprowadzono ich w błąd. Decyzję o umorzeniu zadłużenia potem cofnięto. – Nie czuję satysfakcji, bo jestem ofiarą tej sprawy. Wyjaśniono wątek kryminalny tego podpalenia. Na pewno wystąpimy o uzasadnienie wyroku, materiał dowodowy w tej sprawie jest bardzo duży. Zakończył się etap kryminalny więc teraz czas wyjaśnić powiązania z władzą w tej sprawie i udział urzędników za czasów pana Kobylińskiego w tej sprawie – mówił po ogłoszeniu wyroku poszkodowany Aleksander Jacek.
Sędzia Marcin Machnik uzasadniając wyrok podkreślił, że Andrzejem O. jako zleceniodawcą podpalenia samochodów kierowała zemsta. – To działanie z niskich pobudek. Z zeznań świadków wynika, że Andrzej O. obawiał się, że sprawa niezgłoszonego budynku spowoduje nałożenie wysokiej kary. Andrzej O. nakłaniał Czesława M. do podpalenia samochodów czy domu Aleksandra Jacka lub pobicia. W zamian obiecał umorzenie w ratuszu długów za sklep jego matce. Andrzej O. rzeczywiście podjął działania w tym celu.
NAWIĄZKA ZA PONIESIONE STRATY
Z zeznań świadków, bilingów sms-ów i rozmów telefonicznych jasno wynika, że to Andrzej O. stał za zleceniem podpalenia. Sąd nakazał również skazanym Andrzejowi O. i Czesławowi M. zapłacić Aleksandrowi Jackowi po 40 tysięcy złotych tytułem nawiązki za poniesione straty. Wyrok nie jest prawomocny. Oskarżonych nie było na publikacji wyroku.
Przemysław Woś/amo